Piłkarze Lecha Poznań w sobotę zmierzą się w PKO BP Ekstraklasie na wyjeździe z Górnikiem Zabrze. To właśnie na stadionie tego klubu Kolejorz świętował swoje pierwsze mistrzostwo Polski. Było to dokładnie 19 czerwca 1983 roku. Dziś w naszym cyklu 1klub1000historii wracamy do tego szczególnego dnia.
Najskuteczniejszy w sezonie 1982/1983 był Mirosław Okoński, który z 15 golami został królem strzelców ligi. Bohaterem starcia w Zabrzu był jednak Janusz Kupcewicz, który trafił dwa razy, dał wygraną 2:0 i mistrzostwo kraju. Jego przyjście rok wcześniej z Arki Gdynia było hitem transferowym nie tylko w Poznaniu, ale również w Polsce. Mowa bowiem o zawodniku, który na mundialu w Hiszpanii wywalczył z reprezentacją Polski medal. Gdynianie spadli jednak z Ekstraklasy, więc pomocnik, żeby utrzymać miejsce w kadrze, musiał poszukać innego pracodawcy. W ten sposób padło na Kolejorza.
- Poznałem kilku działaczy z Poznania podczas hiszpańskiego mundialu. Namawiał mnie też Mirek Okoński, którego znałem z kadry. Transfer do Lecha załatwiany był jednak w ostatniej chwili, na wariackich papierach. Kosztowałem około miliona złotych, ale trudno to przeliczyć na dzisiejsze pieniądze - wspominał kiedyś Kupcewicz w rozmowie z redaktorem Radosławem Nawrotem. Z piłkarzem jest też związana anegdotka. Z radości po spotkaniu w Zabrzu wręczył sędziemu koszulkę meczową na pamiątkę. Kierownik drużyny Mirosław Jankowski poszedł do arbitra i zabrał mu jednak prezent. Powód? Stroje lechitów, a wówczas w Polsce w czasach PRL ciężko było dostać trykoty dobrej jakości, byłyby zdekompletowane. Wtedy bowiem jeszcze na boisko wychodziła jedenastka uszeregowana numerami od 1 do 11.
Na Górny Śląsk pojechało kilka tysięcy fanów Niebiesko-Białych. Zacytujmy redaktora Antoniego Bugajskiego w kontekście tego, co działo się po wywalczeniu tytułu: - Nastrój był podniosły oraz bez żadnej przesady uduchowiony i… religijny. Nie mogło być inaczej, bo nazajutrz po zwycięskim wyjazdowym meczu z Górnikiem Zabrze (2:0), który oznaczał zdobycie historycznego tytułu, do Poznania zawitał pielgrzymujący po Polsce Jana Paweł II. Odprawił mszę świętą dla miliona wiernych, wśród których tysiące sympatyków Lecha miało dodatkowe powody do składania dziękczynnych modłów. Również ci, którzy bladym świtem wciąż upojeni sukcesem wracali z Zabrza.
Warto też w tym momencie sięgnąć do tego, co przed spotkaniem, bo przypomnijmy, że ten sukces - jak niemal każdy - rodził się w bólach. Raz jeszcze cytat z Przeglądu Sportowego: - Po 25 kolejkach Lech był na szczycie tabeli i jechał do Krakowa na mecz z Wisłą, która nie mogła być jeszcze pewna utrzymania. I wtedy na Reymonta wydarzyło się coś, czego racjonalną miarą nijak zrozumieć się nie da. Wisła pokonała tego przymierzającego się do mistrzowskiej korony Lecha aż 6:0! Porażka to jedno, ostatecznie zawsze może się przytrafić, a nie było to jeszcze pogrzebanie szans. Szokowała natomiast przewaga Wisły, bo pół tuzina goli w poznańskiej bramce kompromitowało gości. Trudno było uwierzyć, że po czymś takim pretendent do korony zdoła się podnieść. Henryk Luluś Zakrzewicz, wieloletni sponsor oraz wielki kibic Lecha Poznań, w podróży powrotnej był tak przygnębiony, że próbował wyskoczyć z pędzącego pociągu. Szczęśliwie został powstrzymany. Natomiast choć Lech rzeczywiście wyglądał w Krakowie tak, jakby wpadł pod pociąg, przez kilka następnych dni zdołał się podnieść. Nową siłę dała mu następna kolejka, w której w doliczonym czasie gry wbił zwycięskiego gola Legii (1:0), natomiast chwilowo zajmujący pierwszą pozycję w tabeli Widzew przegrał w Chorzowie z Ruchem (0:2).
Szczęście dopisywało Lechowi także w wyjazdowym meczu z GKS Katowice, w którym jedyny gol Okońskiego pozwolił Lechowi wrócić na fotel lidera. Widzew tracił do niego jeden punkt, Ruch - dwa. Po trzeciej z kolei wygranej - tym razem efektownej, 4:1 z Szombierkami (mistrzem sprzed trzech lat) - przewaga nad Widzewem utrzymała się.
Decydowała ostatnia kolejka. Widzew miał u siebie mecz z Zagłębiem Sosnowiec. Wygrał bez trudu 3:0. A Lech wyjechał na mecz do Zabrza i wiemy jak się skończyło. Tutaj przytoczmy kawałek tekstu z Gazety Wyborczej: - Po tym sukcesie członków Lecha przyjął I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR gen. Edward Łukasik. - Wasz sukces jest potwierdzeniem prawidłowej pracy całego kolektywu - stwierdził. A cały kolektyw Poznania przyszedł na reklamowane przez prasę spotkanie z trenerem Wojciechem Łazarkiem do poznańskiego Empiku. Szpilki nie można było wetknąć, a kibice pytali o wszystko. Także o willę i mercedesa, których Łazarek miał się dorobić w Poznaniu. - Mieszkam w bloku i jeżdżę maluchem - mówił szkoleniowiec.
Jest oczywiście również wątek tego, że Górnik odwdzięczył się w 1983 roku za pomoc jaką dostał od Lecha 27 lat wcześniej, kiedy sięgał po swój pierwszy tytuł mistrza kraju. O tym jednak napisano i powiedziano już wiele.
Zapisz się do newslettera