- Wchodzę w najbardziej optymalny wiek dla piłkarza i czuję, że najlepsze dopiero przede mną - podkreśla pomocnik Lecha Poznań, Jesper Karlström. Nieco ponad tydzień temu 27-latek związał się z Kolejorzem nową umową, a nam opowiedział o dotychczasowym okresie spędzonym w stolicy Wielkopolski oraz celach, które stawia sobie w krótszej oraz dłuższej perspektywie.
Po roku od momentu, kiedy po raz pierwszy w swojej karierze zostałeś mistrzem, w Szwecji z Djurgardens IF, postawiłeś na zmianę otoczenia i przeniosłeś się do Poznania. Czy teraz w twojej głowie nie pojawiły się podobne myśli?
- Oczywiście, że myślałem o takim rozwiązaniu, ale w Lechu wiele rzeczy się po prostu zgadza i idzie w dobrym kierunku. Uwielbiam grać przed tymi kibicami, walczyć o trofea, pokazywać się w Europie, do tego wielu ważnych piłkarzy przedłużyło w ostatnim czasie umowy z klubem. Posiadamy mocną drużynę, a do tego dobrze się w niej czuję. O to wszystko nie jest łatwo i cieszę się, że mamy to w Poznaniu. Moją ambicją jest jednak cały czas stawać się lepszym i wchodzić na coraz wyższy poziom.
Dyrektor sportowy Lecha Poznań, Tomasz Rząsa będąc ostatnio gościem "Sportowej Areny" w Radiu Poznań mówił, że rozmowy na temat przedłużenia umów z kolejnymi piłkarzami przebiegały w różnym tempie. Czasem obie strony dochodziły do porozumienia błyskawicznie, kiedy indziej potrzebowały na to nieco więcej czasu, a jak było w twoim przypadku?
- W moim przypadku potrwało to pewnie nieco dłużej (śmiech). Brało się to stąd, że miałem jeszcze ważny kontrakt przez półtora roku, więc do jego końca było jeszcze sporo czasu. W związku z tym nie czułem stresu, mogłem pozwolić sobie na przemyślenie pewnych kwestii i nie podejmowanie szybkich decyzji. Od początku negocjacji miałem jednak poczucie, że dojdziemy do porozumienia i tak też się stało.
"Stabilizacja" - to słowo przez wszystkie przypadki w ostatnich tygodniach odmieniają szefowie Lecha, komentując odnowienie kontraktów z następnymi zawodnikami. Na ile to ona stanowiła kluczowy czynnik dla Jespera Karlströma przy podjęciu niedawno tak ważnej decyzji?
- Podczas negocjacji chcesz mieć więcej opcji i wybór, który daje ci dogodne położenie. Jestem jednak osobą, która nie bierze życia z dnia na dzień, wolę mieć w perspektywie dłuższy plan. Dlatego było dla mnie ważne, żeby móc skupić się na piłce i zdobywaniu kolejnych tytułów, a nie martwić się o przyszłość.
Powiedziałbyś, że te dwa lata spędzone w Poznaniu były dla ciebie indywidualnie najlepsze w dotychczasowej karierze? Mistrzostwo, piękna przygoda w Europie, powrót do reprezentacji Szwecji i regularne występy w niej to mocne argumenty, a jak to wygląda z twojej perspektywy?
- Mogę się z tym zgodzić, chociaż i w Szwecji czułem, że zmierza to w dobrym kierunku. Wiem, że stałem się w Lechu lepszym piłkarzem, to pozostaje cały czas moją ambicją. Mam 27 lat, więc jeśli bym tego nie mógł powiedzieć na podstawie okresu spędzonego w Poznaniu, to znaczy, że coś robiłbym źle. Wchodzę w najbardziej optymalny wiek dla piłkarza i czuję, że najlepsze dopiero przede mną.
No to z drugiej strony patrząc: czy okres w Lechu wiązał się też z największą huśtawką nastrojów? Początek tutaj pod kątem drużynowym był trudny, podobnie jak start trwającego sezonu, pojawiały się więc u ciebie też momenty zwątpienia?
- Ciężkie momenty zdarzają się w piłce, to normalne, a kiedy jesteś starszy zaczynasz to lepiej rozumieć i na to reagować. Nigdy nie ma dobrego momentu na przegrywanie i zły czas, w Szwecji też się takie chwile zdarzały. Podobnie w Lechu, start tego sezonu był pewnie takim najtrudniejszym okresem. Pod kątem drużynowym nie radziliśmy sobie najlepiej także tuż po moim przyjściu do klubu, ale wtedy jako nowy zawodnik koncentrowałem się również na jak najlepszym indywidualnym wejściu do zespołu. Teraz czułem siłą rzeczy większą odpowiedzialność za grupę. Czekałem, aż negatywna seria się odmieni, a jako drużyna zrobiliśmy wiele, by tak się stało.
Świeżo po podpisaniu nowej umowy podkreślałeś, że odczuwasz wielki głód kolejnych trofeów i dalszego rozwoju. Jak radzisz sobie z poczuciem nasycenia, które siłą rzeczy po udanym okresie czasem może towarzyszyć każdemu piłkarzowi?
- Osobiście piłka to po prostu moja pasja i to sprawia, że nigdy nie czuję się w pełni nasycony. Kiedy wygrywasz trofeum, nie chcesz, by za rok ktoś inny się z tego cieszył. Kiedy zwyciężasz tytuł, towarzyszą temu tak piękne emocje, że nie da się ich opisać. Wszyscy dookoła się cieszą, każdy jest niesamowicie szczęśliwy, a ty dążysz do tego, by to powtarzać.
Twoja rola na boisku zmieniła się na przestrzeni minionych kilkunastu miesięcy. Z zawodnika koncentrującego się głównie na zadaniach defensywnych stałeś się piłkarzem odgrywającym istotną rolę w rozegraniu, częściej oglądamy cię goszczącego w polu karnym przeciwnika. Bierze się to ze zmiany charakterystyki kolegów w drugiej linii, innych założeń ze strony kolejnych trenerów czy też zwyczajnie twojego własnego rozwoju i pracy nad tymi ofensywnymi aspektami?
- Zawsze zajmuje trochę czasu, by znaleźć swoje najbardziej odpowiednie miejsce na boisku w danej drużynie. Ja od zawsze lubiłem futbol do przodu i dobrze się w takim stylu odnajdywałem. Już za trenera Skorży mimo dużego nacisku na dyscyplinę miałem inne zadania, a teraz rozwijam się w tym ofensywnym kierunku jeszcze bardziej. Sam na początku w Lechu miałem wrażenie, że ludzie dookoła myślą o mnie głównie w kontekście gry obronnej, że potrafię tylko robić wślizgi czy odebrać piłkę. Nie było łatwo zmienić to postrzeganie, ale stopniowo się to udaje.
W tym sezonie jestem ustawiany coraz bliżej bramki przeciwnika, właściwe do tej pory nigdy tak wysoko nie grałem. To mnie jednak cieszy, bo się rozwijam, a trener ufa moim umiejętnościom. Byłoby doskonale, gdyby szło za tym więcej bramek i asyst. Wiem jednak, że było sporo meczów, gdy bez nich wiedziałem, że wygląda to jak należy. Chcę jednak notować tych liczb coraz więcej, to jeden z moich celów na najbliższy czas.
Rozmawiał Adrian Gałuszka
Zapisz się do newslettera