Na szybkim odbiorze po stracie piłki skoncentrowali się w meczu z Pogonią Szczecin Piłkarze Lecha Poznań. To jedno z zaleceń taktycznych nowego szkoleniowca Kolejorza.
Mimo niewielkich zmian w składzie Lecha sposób gry przez poznańską drużynę był inny. Zespół prowadzony przez trenera Nenada Bjelicę grał wysokim pressingiem. – Plan na ten mecz był właśnie taki, aby od samego początku zagrać w ten sposób i utrzymać ten sposób gry tak długo jak tylko się da. Od samego początku chcieliśmy kontrolować przebieg meczu i być stroną dominującą - nie ukrywa pomocnik poznańskiego zespołu Szymon Pawłowski.
Szczególnie było to widać w pierwszej połowie spotkania. Mimo szybkiej straty bramki w meczu z Pogonią, Kolejorz dominował, dłużej utrzymywał się przy piłce i stwarzał zagrożenie pod bramką przeciwnika. To jeszcze przed przerwą przyniosło efekty w postaci dwóch bramek. - U siebie chcemy grać wysoko w strefie rywala gdzie tracimy piłkę. Jak jest możliwość chcemy grać podanie otwierające. W pierwszej połowie to wyglądało nieźle. To jedno z założeń taktycznych przy polu karnym rywala szybko odzyskać piłkę - podkreśla Maciej Gajos.
Widać to szczególnie po statystykach. Lechici często odbierali piłki rywalom. Robili to też na ich połowie. W trakcie spotkania wygrali 29 takich pojedynków o futbolówkę. Dla porównania Pogoń Szczecin jedynie pięć. - Zawsze gdy przychodzi nowy trener są zmiany. Te było też widać w naszym stylu gry. Mam nadzieję, że tak będzie dalej. Chcemy grać do przodu, ofensywnie. W obronie bez ryzyka, w ataku ma to wyglądać inaczej. Zależy nam na tym, żeby być groźnym zespołem - przyznaje Matus Putnocky.
Gra wysokim pressingiem kosztowała poznaniaków dużo sił. Było to też widać po sposobnie gry przez drużynę, która po przerwie grała oszczędnie. - Pressing kosztował nas dużo sił, wykonywaliśmy go na dużej intensywności. W drugiej połowie trochę opadliśmy z sił, ale też mieliśmy wynik, nie musieliśmy tak mocno atakować. Pogoń w pierwszej szukała kontr, w drugiej my chcieliśmy to robić. Szkoda, że tak późno zdobyliśmy trzecią bramkę - zauważa Marcin Robak.
Zapisz się do newslettera