Ponad pięć lat minęło od ostatniej wizyty Sławomira Peszko na stadionie w Poznaniu. Dla obecnie występującego w Lechii Gdańsk zawodnika czwartkowe spotkanie przeciwko Kolejorzowi było powrotem na Bułgarską. - Dreszczyk emocji był większy niż zwykle - mówi.
Ponad pięć lat minęło od ostatniej wizyty Sławomira Peszko na stadionie w Poznaniu. Dla obecnie występującego w Lechii Gdańsk zawodnika czwartkowe spotkanie przeciwko Kolejorzowi było powrotem na Bułgarską. - Dreszczyk emocji był większy niż zwykle - mówi.
Ostatni raz na poznańskim stadionie zagrał 1 grudnia 2010 roku w meczu przeciwko Juventusowi Turyn. Co ciekawe w tamtym spotkaniu w barwach włoskiego klubu zagrał Milos Krasić. - Pamiętam ten mecz. Warunki były mocno zimowe. Miło tutaj wrócić. Kibice miło mnie przyjęli. Zebrałem dużo oklasków. Zostawiłem tutaj sporo przyjaciół i trudno zapomnieć o grze dla Lecha. Tym bardziej, że tutaj osiągnąłem największe sukcesy w karierze - podkreśla Peszko.
Od tamtego spotkania minęło 1975 dni. Skrzydłowy Lechii nie ukrywa, że powrót na Bułgarską wiązał się ze sporymi emocjami. - Starałem się nad nimi panować, bo jestem już doświadczonym piłkarzem. Nasze życie jest jednak takie, że zmieniamy kluby. Coś się kończy, coś zaczyna. Chciałem tutaj wygrać, zdobyć trzy punkty, bo mamy w tym sezonie swoje cele - przyznaje pomocnik Lechia Gdańsk, który w jej barwach występuje od września 2015 roku.
W czwartkowym spotkaniu Lech bezbramkowo zremisował z Lechią. Ten wynik nie zadowala żadnego z tych zespołów. - Lech miał przewagę w tym meczu. To było jedno z naszych najsłabszych spotkań. Nie pamiętam, żebyśmy w którymś meczu aż tak się cofnęli pod własną bramkę. Zawsze gramy ofensywnie, ale nie tym razem. Lech zdominował, ale nie miał stuprocentowych sytuacji. Remis jest dla nas dobrym wynikiem, gdyby wziąć pod uwagę przebieg meczu - mówi Peszko.
On sam w pierwszej połowie spotkania miał dobrą sytuację do zdobycia bramki. W 10. minucie zdecydował się na strzał z rzutu wolnego. - To był duży dystans, ale zdecydowałem się na strzał. Szkoda, że to nie wpadło, ale mieliśmy lepszą sytuację. Blisko zdobycia bramki był Grzegorz Kuświk. Zabrakło szczęścia. Teraz mamy 10 dni na przygotowania do kolejnego meczu, a Lech musi się szykować na finał - zaznacza pomocnik Lechii.
Zapisz się do newslettera