Zwycięstwo było potrzebne Lechowi, aby wyjść z grupy i po raz pierwszy w historii zagrać na wiosnę w europejskich pucharach. Kolejorz wygrał wówczas z holenderskim Feyenoordem Rotterdam po bramce Ivana Djurdjevicia. - Jechaliśmy sprawić niespodzankę - wspomina Serb.
Kolejorz prowadzony przez trenera Franciszka Smudę, mimo tego że nie wygrał żadnego ze wcześniejszych spotkań, nadal miał szansę na awans. Po remisach z francuskim AS Nancy oraz hiszpańskim Deportivo La Coruna i porażce z rosyjskim CSKA Moskwa, poznaniacy lecieli do Rotterdamu, aby zagrać z niemającym już szans na awans do dalszej fazy rozgrywek Feyenoordem. Musieli też liczyć na odpowiednie rozstrzygnięcie w drugim grupowym meczu, w którym AS Nancy mierzyło się z Deportivo.
Holendrzy mimo wszystko byli faworytami tego spotkania - w pomocy zagrał Georginio Wijnaldum oraz Luigi Bruins, a w ataku Roy Makaay. Co ciekawe, w drugiej połowie na boisku pojawił się pomocnik Michał Janota, który zmienił wspomnianego Wijnalduma. - Tak naprawdę to wokół tego meczu nie było dużego szumu. Mieliśmy dwa punkty po wcześniejszych spotkaniach i nikt na nas nie stawiał. W mediach też nie mówiono o awansie, choć był on możliwy - przyznaje Djurdjević.
Lech zagrał w najmocniejszym zestawieniu. W ataku wystąpiła dwójka napastników - Hernan Rengifo i Robert Lewandowski. Za ich plecami zagrał Semir Stilić, a na skrzydłach Jakub Wilk i Sławomir Peszko. To jednak nie oni zdobyli bramki. W 27. minucie spotkania na listę strzelców wpisał się Ivan Djurdjević, który strzelił gola głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego.
- Tak naprawdę jeszcze chwilę przed strzałem byłem dobrze kryty. Uciekłem jednak, dostałem świetne podanie od Semira. Cieszę się, że zdobyłem bramkę. Tym bardziej, że później okazało się, że to bardzo ważne trafienie, bo dało nam awans. Czasami miło wrócić do tego spotkania - mówi były obrońca Kolejorza, który obecnie jest trenerem drugiego zespołu Lecha.
Poznaniacy po objęciu prowadzenia skoncentrowali się na tym, by bronić dostępu do własnej bramki. To im się udało i Kolejorz ostatecznie awansował. - Dla mnie to był wyjątkowy mecz. Chociaż myślę, że nie tylko dla mnie, ale całego klubu. Dał nam awans. Często wracam do tego spotkania. Sporo osób przypomina mi o tym meczu. Tym bardziej, że w trakcie kariery nie zdobyłem wielu bramek - podkreśla Djurdjević.
- Tak naprawdę jeszcze chwilę przed strzałem byłem dobrze kryty. Uciekłem jednak, dostałem świetne podanie od Semira. Cieszę się, że zdobyłem bramkę. Tym bardziej, że później okazało się, że to bardzo ważne trafienie, bo dało nam awans. Czasami miło wrócić do tego spotkania - mówi Djurdjević.
Serb podkreśla rolę kibiców w tym spotkaniu. Z trybun stadionu w Rotterdamie Kolejorza wspierała grupa 2 tysięcy fanów. - Mogliśmy liczyć na głośny doping, który nam bardzo pomógł. Graliśmy z bardzo mocnym zespołem. Byliśmy zmotywowani i nie ma co ukrywać, zagraliśmy mecz życia. Jechaliśmy do Holandii, żeby rozegrać dobre spotkanie i to się udało - kończy były obrońca poznańskiego klubu.
Zapisz się do newslettera