W sobotę drugi zespół Lecha Poznań sięgnął po premierową wyjazdową wygraną w swoim debiutanckim sezonie na boiskach szczebla krajowego, pokonując w Siedlach Pogoń 2:0. Spory wkład w ten wynik miał bramkarz Łukasz Radliński, który nie tylko dobrze dyrygował grą obronną niebiesko-białych, ale także sam zachował czyste konto. A przecież jeszcze kilka dni temu wydawało się, że prędko swojej pierwszej okazji na występ w rezerwach nie otrzyma.
Latem tego roku bogatą karierę piłkarską zakończył Dariusza Dudka, który został włączony do pionu sportowego Akademii Lecha Poznań. W związku z tym oraz nadchodzącymi zmaganiami ekipy rezerw w drugiej lidze zaszła potrzeba wzmocnienia jej tym, czego brakowało jej najbardziej, czyli doświadczeniem. Dlatego zespół szkoleniowca Rafała Ulatowskiego został zasilony dwoma ważnymi postaciami: Grzegorzem Wojtkowiakiem oraz Łukaszem Radlińskim.
36-letni golkiper zdawał sobie od początku sprawę z tego, że na spotkania ligowe będzie schodził jeden z dwóch graczy pierwszej drużyny, Karol Szymański bądź Miłosz Mleczko. Taki stan rzeczy utrzymywał się od początku sezonu, ponieważ w sześciu kolejkach w bramce stali właśnie dwa młodsi bramkarze. W minionym tygodniu urazu na treningu doznał Mickey van der Hart, którego występ w starciu z Cracovią stał długo pod znakiem zapytania. To właśnie otworzyło szansę powtórnego debiutu w Kolejorzu dla Radlińskiego, który reprezentował niebiesko-białe barwy w sezonie 2003/04.
- Nie spodziewałem się tej okazji tak szybko. Zdawałem sobie sprawę ze swojej roli od samego początku. Nie jest ona łatwa, ale miałem dużo czasu, żeby podjąć decyzję o przyjściu tutaj i wiedziałem, że to dobry wybór. Nie oszukujmy się, mam swoje lata, ale chciałbym zostać przy piłce nożnej, teraz było jasne, że przez ten rok moim zadaniem jest pomoc młodym chłopakom. Pierwszeństwo do gry mają Karol albo Miłosz, ale teraz musieli być do dyspozycji szkoleniowca Żurawia, dlatego nie pojechali z nami na mecz w drugiej lidze. Trener powiedział mi w czwartek po treningu, że to ja zagram przeciwko Pogoni - opowiada bramkarz.
Poprzedni raz na szczeblu centralnym wystąpił on blisko… 500 dni wcześniej. Miało to miejsce za czasów pobytu w Sandecji Nowy Sącz, w której zagrał w Gdańsku przeciwko Lechii 19 maja 2018 roku. Co ciekawe, to był jego debiut oraz zarazem jedyny mecz na najwyższym krajowym poziomie. W minionych rozgrywkach zawodnik reprezentował już barwy trzecioligowej Polonii Środy Wielkopolskiej. - Przyszedł teraz czas, po dłuższej przerwie, na występ na poziomie krajowym. Jestem bardzo zmęczony, bo kosztował mnie on sporo nerwów, ale przy tym szczęśliwy. Wchodzę po to, żeby pomóc drużynie, nie chciałem nic zawalić i to się udało. Cieszy mnie również, że miałem przy tym sporo radości z gry – podkreślał po końcowym gwizdku doświadczony piłkarz.
Lechici zwyciężyli z Pogonią Siedlce po dwóch trafieniach Jakuba Kamińskiego i co równie ważne, udało im się zachować po raz trzeci w tym sezonie czyste konto. Swój udział miał w tym także pewnie interweniujący "Radlina", który kilkakrotnie z dużym spokojem odbijał strzały rywali, a także wyłapywał ich dośrodkowania. Jak sam ocenia, współpraca z blokiem obronnym i resztą drużyny wypadła dobrze. - Mogę ocenić ją pozytywnie, ale to nie jest dziwne, w końcu znamy się i trenujemy razem codziennie. To nie tak, że po tygodniu musiałem zagrać w nowym zespole - nie ukrywa golkiper. - Nie ma co przesadzać, że otwiera się teraz jakaś większa szansa gry, podejrzewam, że w następnym meczu do bramki wróci Karol bądź Miłosz. Ja jednak ściskam za nich kciuki i życzę im z całego serca, żeby zadebiutowali w ekstraklasie - podsumowuje z uśmiechem Radliński.
Zapisz się do newslettera