Trener John van den Brom wymienił pięć ogniw w wyjściowej jedenastce między dwoma meczami z Miedzią Legnica. Jak wyjaśnił holenderski szkoleniowiec, było to spowodowane dwoma sprawami - analizą gry przeciwnika, a także tym, że początek wiosny był rozgrywany w rytmie jesiennym, czyli ze spotkaniami co trzy dni.
Lechici rozpoczęli wiosnę w piątek (27 stycznia) wyjazdowym meczem ze Stalą Mielec (0:0). Następne w środę (1 lutego) walczyli w Legnicy z Miedzią (2:2), a w niedzielę (5 lutego) przy Bułgarskiej zaliczyli ligowy rewanż z tym samym klubem (1:0). Razem zatem dziesięć dni i trzy spotkania, więc w ostatnim z nich doszło do rotacji.
O ile między starciami w Mielcu i Legnicy była tylko jedna roszada w wyjściowej jedenastce - Alan Czerwiński wskoczył w miejsce Pedro Rebocho, o tyle już w rywalizacji kończącej ten hat-trick na początek wiosny już pięć. Na środku obrony Bartosza Salamona zmienił Filip Dagerstål, który zaliczył świetny występ okraszony asystą przy zwycięskim golu Mikaela Ishaka. Zmieniła się para środkowych pomocników: Nika Kvekveskiri oraz Afonso Sousa dostali szansę w zamian za Radosława Murawskiego i Jespera Karlströma. Również na skrzydłach nastąpiły przetasowania, bo tym razem napędzali tam akcje Filip Szymczak oraz Kristoffer Velde, a nie Michał Skóraś i Adriel Ba Loua.
- Przygotowując się do tego spotkania analizowaliśmy, jak rywal grał przeciwko nam w pierwszym starciu w Legnicy. Wiedzieliśmy, że postawią na głębszą defensywę i stąd z naszej strony nieco bardziej ofensywnie ustawiony środek pola - tłumaczył na pomeczowej konferencji prasowej trener Lecha Poznań John van den Brom. To był jedna tylko jeden argument. - Po drugie, ważna była jednak dla nas rotacja. To bowiem dla nas było trzecie spotkanie w ciągu dziesięciu dni. Owszem, to nic specjalnego w porównaniu do tego, jak wyglądała nasza jesień. Wtedy zresztą też sporo zmienialiśmy, jeśli chodzi o wyjściowe składy - dodawał holenderski szkoleniowiec.
Przypomnijmy, że jesienią mistrzowie Polski zaliczyli aż 32 mecze. Teraz na początek wiosny znów byli w rytmie trzydniowym, stąd rotacje. Teraz odstęp między grami będzie wynosił prawie tydzień, ale później jest dwumecz z Bodø/Glimt i znów będzie ścisk w kalendarzu. - Wiemy doskonale, że walka z Norwegami za pasem, więc też nie możemy grać ciągle tą samą jedenastką. Może się to dla nas źle skończyć. Wiele razy podkreślałem, że mamy szeroki skład i chętnie z tego korzystam. Właśnie po to, żeby mieć zawodników gotowych do podjęcia wyzwań, jakie nas czekają. Starcie z Miedzią było kolejnym dowodem, że mamy w kadrze wielu graczy, którzy dają nam odpowiednią jakość - mówił trener Brom.
Zapisz się do newslettera