Sezon 2012/13 był wyjątkowy w historii meczów Lecha Poznań z Jagiellonią Białystok. Najbliższy rywal Kolejorza wtedy po raz pierwszy wygrał na stadionie przy Bulgarskiej. Teraz, z perspektywy czasu, jako wyjątkowy można uznać również rewanż na Podlasiu. Bo do dziś to ostatnie zwycięstwo niebiesko-białych na wyjeździe z tym przeciwnikiem.
W tamtych rozgrywkach lechitów prowadził trener Mariusz Rumak, który miał niesamowity bilans wyjazdowy. Wygrał w delegacjach w Ekstraklasie aż 12 razy, do tego był 1 remis i 2 porażki - rekordy klubowe zostały pobite, a w tym momencie nikt od Widzewa z połowy lat 90. nie miał takich statystyk. Była wtedy fantastyczna seria dziesięciu kolejnych wygranych w roli gości - kolejno z Zagłębiem Lubin (1:0), Wisłą Kraków (1:0), Widzewem Łódź (1:0), Podbeskidziem Bialsko-Biała (3:2), Koroną Kielce (1:0), Ruchem Chorzów (4:0), Górnikiem Zabrze (1:0), Pogonią Szczecin (2:0), Piastem Gliwice (3:0) oraz właśnie Jagiellonią (1:0). Te wyniki sprawiły, że Kolejorz walczył z Legią o mistrzostwo Polski. Po powrocie z Podlasia były dwa triumfy u siebie i wyjazd do stolicy. Porażka 0:1 po rzucie karnym w 86. minucie przerwała passę, ale też zabrała marzenia o tytule.
Wróćmy jednak do Białegostoku i 29 kwietnia 2013. Dramaturgii nie brakowało jeszcze na starym stadionie przed przebudową. W końcówce pierwszej połowy po uderzeniu z dystansu bramkarz Lecha Jasmin Burić sparował piłkę do boku, a po chwili leżał już na murawie i zwijał się z bólu, pokazywał też od razu rękami kołowrotek, który oznaczał potrzebę zmianę. Co się stało? Palec wygiął się w sposób nienaturalny. Okazało się, że doszło do złamania, potrzebna była operacja i sezon dla piłkarza pochodzącego z Bośni skończył się.
W jego miejsce wszedł Krzysztof Kotorowski, który rozegrał swój dwusetny oficjalny mecz w barwach Kolejorza. - To była trudna sytuacja dla mnie, bo byłem zupełnie nierozgrzany. Dopiero odbicie pierwszego strzału, a potem wypiąstkowanie piłki po rzucie rożnym, pozwoliło mi złapać odpowiedni rytm i już potem jakoś poszło. Ostatnie pół godziny? Co wam będę mówił? Sami wiecie, o co gramy i co jest dla nas najważniejsze. Chcieliśmy utrzymać te trzy punkty, nie wypuścić tego, co mieliśmy już w garści - dzielił się wrażeniami doświadczony golkiper. O co Lech grał? Tak jak wspomnieliśmy wyżej, o mistrzostwo Polski. Zresztą pojawiły się od razu analogie do 2010 roku. Wówczas również przez kontuzję Buricia w końcówce rozgrywek do bramki wskoczył Kotorowski, a zespół na finiszu zanotował komplet zwycięstw i sięgnął po tytuł. Tym razem jednak powtórki nie było, bo nie udało się zdystansować legionistów.
Bohaterem w Białymstoku był Węgier Gergo Lovrencsics. On latem 2012 roku został wypożyczony z malutkiego klubu Lombard Papa. Świetnie zaaklimatyzował się przy Bułgarskiej. Przeciwko Jagiellonii jeden z rywali przewrócił się przed polem karnym i skrzydłowy popędził na bramkę, a potem pewnym, mocnym strzałem wpakował piłkę do siatki. Gergo trafił w ten sposób w czwartym kolejnym meczu ligowym. - Owszem, jestem na wiosnę najskuteczniejszym zawodnikiem zespołu, ale to mnie nie interesuje. Najważniejsze są zwycięstwa zespołu - komentował Węgier, który zapracował ostatecznie na wykupienie go i został w Poznaniu.
Lech wygrał z Jagiellonią 1:0 i trudno było się spodziewać, że od tego momentu aż do dziś czekać będzie na kolejny triumf na Podlasiu. Rozegrano w tym czasie 11 spotkań, z których gospodarze wygrali sześć, a pięć kończyło się remisami. Pora zatem na przełamanie! Emocje w sobotę (12 listopada) od godziny 17:30.
Zapisz się do newslettera