Lech Poznań powrócił w niedzielę na fotel lidera PKO BP Ekstraklasy po osiemnastu dniach przerwy. To było bardzo długie i pełne emocji popołudnie, w trakcie którego Kolejorz to oddalał się, a to zbliżał do tytułu mistrzowskiego. Co najważniejsze - wszystko zakończyło się happy endem.
Przed 32. kolejką tego sezonu ekstraklasy sytuacja w czołówce była jasna. Przewodzący stawce Raków Częstochowa posiadał w swoim dorobku tyle samo punktów, co niebiesko-biali, ale z powodu lepszego bilansu bezpośrednich spotkań to on zajmował upragnione pierwsze miejsce. Za plecami obu drużyn jeszcze swoje nikłe nadzieje miała Pogoń Szczecin. Te jednak zostały praktycznie rozwiane po jej sobotnim remisie we Wrocławiu ze Śląskiem (1:1). Kiedy więc piłkarze Marka Papszuna wychodzili na boisko na pojedynek z Cracovią, wiedzieliśmy z ogromną dozą prawdopodobieństwa jedno - na placu boju o mistrzostwo Polski pozostały już tylko dwa zespoły.
Wyprowadzając swoją ekipę na prowadzenie w starciu z Pasami Vladislavs Gutkovskis dał jej w wirtualnej tabeli trzypunktową przewagę nad poznaniakami. W przerwie meczu naszego najgroźniejszego rywala kibice Kolejorza mieli więc prawo czuć zwątpienie, bo to częstochowianie nadawali ton wydarzeniom boiskowym, a goście bardzo rzadko stwarzali zagrożenie pod ich bramką. Zawodnicy aktualnego lidera mieli nie tylko wszystko w swoich nogach, a od bardzo komfortowej obserwacji zmagań lechitów w Gliwicach dzieliło ich zaledwie 45 minut.
Druga część spotkania w Częstochowie przyniosła już wszystkim związanym z Lechem wiele radości. Chociaż i tutaj nic nie przyszło łatwo, bo jeszcze przy stanie 1:0 w słupek trafił Ivi Lopez, a gola po minimalnym spalonym strzelił Mateusz Wdowiak. Po perfekcyjnym kontrataku krakowian wyrównał Sergiu Hanca, a jego drużyna wytrzymała napór gospodarzy już do ostatniego gwizdka sędziego. Nie obyło się bez nerwów, bo chociażby po uderzeniu z bliska w poprzeczkę trafił Fran Tudor, a Raków wykreował sobie jeszcze kolejne szanse nawet w doliczonym czasie gry. Ostatecznie dopisał do swojego konta jedno "oczko", ale jego potknięcie spowodowało, że wszystko było już zależne jedynie od niebiesko-białych.
- Już po reakcji naszych kibiców przed meczem wiedzieliśmy, że w Częstochowie padł dobry dla nas wynik. U nas panowała niezmiennie mobilizacja i poczucie, że musimy zrobić swoją robotę. Chcieliśmy wyjść i wygrać niezależnie od tego, co działo się w meczu Rakowa i niezależnie od stylu, liczyło się tylko zwycięstwo - opowiada o nastrojach przed początkiem meczu w Gliwicach wychowanek Lecha Poznań, Jakub Kamiński.
Droga wolna. ????
— CRACOVIA (@MKSCracoviaSSA) May 8, 2022
Teraz piłka po Waszej stronie. ???? pic.twitter.com/mgiovObGG9
I to właśnie ten piłkarz uderzył pięknie i przy tym dość szczęśliwie w 16. minucie konfrontacji z Piastem. W tamtym momencie to Kolejorz po raz pierwszy po osiemnastu dniach zameldował się na „pole position”, a do przerwy mógł i powinien jeszcze podwyższyć swoje prowadzenie. Spokoju nie udało się jednak zawodnikom trenera Macieja Skorży sobie zapewnić, co zemściło się na nich tuż po zmianie stron.
W pierwszej akcji drugiej połowy Piastunki bowiem zdobyły bramkę, która mocno skomplikowała położenie przyjezdnych. Damian Kądzior najpierw rozprowadził piłkę do boku, a chwilę później umieścił ją w siatce lechitów. Raków traci punkty, a w jego ślady idzie Kolejorz? Widmo tego nieszczęśliwego scenariusza zajrzało niebiesko-białym głęboko w oczy.
Kluczowa okazała się minuta 87. i stały fragment wykonany przez wprowadzonego z ławki Nikę Kvekveskiriego oraz finalizowany przez Lubomira Šatkę i Mikaela Ishaka. Każdy zna już to trafienie na pamięć, ale przeżyjmy to jeszcze raz:
Król Mikael ???? https://t.co/3RvmLcf9id
— Lech Poznań (@LechPoznan) May 8, 2022
Lech Poznań miejsce pierwsze i 68 punktów, Raków Częstochowa miejsce drugiej i punktów 66 - tak prezentuje się obecnie tabela PKO BP Ekstraklasy. Kolejorz wraca na pozycję, na której plasował się przez ponad pół roku od połowy sierpnia do drugiej połowy lutego oraz po kolejkach numer 23., 28., i 29. Stracił ją na skutek wygranej częstochowian w Szczecinie 20 kwietnia, odzyskał po swoim zwycięstwie w Gliwicach 8 maja. Najważniejsze jednak, by zajmował najwyższą lokatę już po ostatniej serii spotkań w sobotę, 21 maja.
Zapisz się do newslettera