Filip Marchwiński strzelił gola w trakcie czwartkowego meczu wyjazdowego z Djurgården (3:0). - Lubię ten stadion, pasuje mi granie tutaj - uśmiecha się poznański pomocnik, który ponad dwa lata wcześniej na Tele2 Arena w Sztokholmie zdobył bramkę przeciwko Hammarby IF (3:0).
Zresztą oba spotkania mają wiele cech wspólnych. Po pierwsze, oczywiście wynik. Po drugie, czerwoną kartkę dla gospodarzy - wtedy było to przy prowadzeniu lechitów 1:0, teraz jeszcze w pierwszej połowie przy 0:0. Po trzecie, dwa trafienia gości ze stolicy Wielkopolski padły w końcowych minutach. I po czwarte, w obu starciach na listę strzelców wpisywał się Filip Marchwiński.
- Czuję zaufanie trenera i staram się to przekładać na moją grę na murawie. Ta w Sztokholmie jest sztuczna, ale dla mnie najważniejsze, że bardzo równa, dało się na niej grać w piłkę w taki sposób, jak najbardziej lubimy. W przeciwieństwie choćby do tej w Gliwicach w niedzielę - komentuje ofensywny pomocnik Kolejorza. - Wtedy atmosfera była zupełnie inna, było pusto, teraz obiekt był wypełniony do ostatniego miejsca. Ta atmosfera pchnęła naszych rywali do odrabiania strat od pierwszej minuty, ale przeczekaliśmy to i po kwadransie już odzyskaliśmy kontrolę. Każda kolejna minuta już mnie przekonywała, że awansujemy. A po czerwonej kartce byłem właściwie tego pewny - opowiada.
Marchwiński tym razem otworzył wynik spotkania, po doskonałym podaniu Pedro Rebocho uderzył bez przyjęcia nie do obrony. W dwumeczu z Djurgårdens IF 21-letni pomocnik wbił dwa gole, bo tydzień wcześniej podwyższył na 2:0 przy Bułgarskiej. Także zresztą wówczas nie przyjmował futbolówki. - Lubię ten stadion w Sztokholmie, pasuje mi granie tutaj - uśmiecha się lechita, który był też pytany przez dziennikarzy o przewidywania na kolejną rundę. - Jeśli chodzi o to, na kogo trafimy, to nie będę typował. Jest mi to obojętne. My jesteśmy w ćwierćfinale, budujemy najnowszą historię Lecha i nie zamierzamy się na tym zatrzymać. Mamy marzenia i chcemy je realizować - podsumowuje.
Zapisz się do newslettera