Uraz Gerga Lovrencsicsa nie jest groźny. Reprezentant Węgier zaraz po meczu z Jagiellonią wrócił ze szpitala i wspólnie z kolegami z drużyny świętował zwycięstwo.
Uraz Gerga Lovrencsicsa nie jest groźny. Reprezentant Węgier zaraz po meczu z Jagiellonią wrócił ze szpitala i wspólnie z kolegami z drużyny świętował zwycięstwo.
Gergo Lovrencsics w 17. minucie piątkowego spotkania zderzył się z Karolem Mackiewiczem. Węgier nie był w stanie kontynuować gry i opuścił boisko na noszach, a na plac gry wybiegł Dariusz Formella. Lovrencsicsa żegnały oklaski od poznańskiej publiczności. - Szkoda, że musiał opuścić boisko. Bardzo na niego liczyłem - mówił po meczu trener Maciej Skorża.
Lovrencsics natychmiast pojechał do szpitala, a towarzyszył mu jego rodak David Holman. Badania przebiegły błyskawicznie i skrzydłowy Kolejorza zameldował się na INEA Stadionie tuż po końcowym gwizdku arbitra. Wspólnie z kolegami z drużyny cieszył się ze zwycięstwa nad Jagiellonią. Uraz? Skończyło się tylko na strachu.
- Na szczęście mam tylko dwucentymetrowe rozcięcie na głowie. Lekarze założyli mi szwy i to właściwie wszystko - mówi Lovrencsics. - Wszystko jest w porządku, w poniedziałek rozpoczynam przygotowania do następnego meczu z Zawiszą.
Zapisz się do newslettera