Już trzy razy w tym sezonie lechici punktowali, choć to rywale obejmowali prowadzenie. Niedzielny przykład jest najbardziej jaskrawy, bo przeciwko Rakowowi Kolejorz przegrywał już 0:2, a jednak wywiózł z Częstochowy punkt po remisie 2:2. A przy odrobinie szczęścia mógł nawet wygrać.
To już zresztą tradycja meczów z Rakowem, że sytuacja w trakcie rywalizacji na boisku zmienia się. Weźmy choćby starcie z poprzedniego sezonu przy Bułgarskiej - wówczas goście prowadzili 2:0. Lech jednak szybko złapał kontakt, a po zmianie stron w ciągu pięciu minut wyszedł na prowadzenie 3:2! Skończyło się ostatecznie remisem, bo niesamowity rajd w doliczonym czasie gry przeprowadził Daniel Szelągowski. Paradoks jednak jest taki, że wcale nie było daleko od takiego scenariusza wczoraj - także bowiem jeden z zespołów miał dwa gole więcej na koncie, druga ekipa odrobiła straty i miała szansę przechylić szalę w drugą stronę. Wystarczy przypomnieć sobie stuprocentową okazję Joao Amarala. A i Raków mógł pokusić się o trzy punkty. Było też spotkanie w Bełchatowie między tymi drużynami, w którym lechici mieli prowadzenie 2:0, gospodarze wyrównali, ale decydujący cios zadali gracze niebiesko-białych. Kiedyś Czesław Michniewicz powiedział, że "2:0 to niebezpieczny wynik". I idealnie ono pasuje do konfrontacji poznańsko-częstochowskich.
Co ciekawe, Lech już wcześniej w tym sezonie potrafił odrabiać straty. W Zabrzu wygrał 3:1, choć przegrywał 0:1 od siódmej minuty. A w poprzedniej kolejce przy Bułgarskiej w doliczonym czasie uratował punkt przeciwko Pogoni Szczecin, remisując 1:1. Piłkarze podkreślają w swoich wypowiedziach, że takie sytuacje budują mentalność drużyny. - W niedzielę możemy mieć mieszane uczucia, bo z jednej strony udało nam się odrobić wynik z 0:2 i zremisować, ale z drugiej mieliśmy jeszcze okazje, i to kilka, by to spotkanie wygrać 3:2. Najważniejsze jednak, że w drugim kolejnym pojedynku pokazujemy charakter - w tym poprzednim zremisowaliśmy, chociaż przegrywaliśmy i graliśmy w dziesiątkę, a tym razem udało nam się odrobić dwa gole straty - podkreśla pomocnik Kolejorza Jesper Karlström.
W poprzednich sezonach nie było regułą odrabianie strat, a odwracanie losów rywalizacji już w ogóle. Dość powiedzieć, że w końcówce lutego dokładnie po 825 dniach poznaniacy zainkasowali trzy punkty w spotkaniu, w którym przegrywali. Stało się to w derbach Poznania przeciwko Warcie w Grodzisku Wielkopolskim (2:1). Wcześniej stało się to 24 listopada 2018 r. z Wisłą Płock (równie 2:1). Owszem, w rozgrywkach 2020/2021 były takie sytuacje, że Lech przegrywając ostatecznie remisował - czyli tak jak teraz z Pogonią oraz Rakowem. W obecnym sezonie PKO BP Ekstraklasy staje się to jednak regułą.
Zapisz się do newslettera