Juniorzy starsi Lecha Poznań po raz czwarty w historii wywalczyli mistrzostwo Polski. - Jest ogromna radość, że udało się połączyć cele zarówno sportowe, jak i szkoleniowe - podkreśla trener Bartosz Bochiński, który doprowadził młodych lechitów do złotego medalu w Centralnej Lidze Juniorów do lat 19.
Priorytetem w klubowej akademii jest rozwój młodych piłkarzy i przygotowywanie ich na poszczególnych szczeblach do tego, żeby byli wartością dodaną pierwszej drużyny. Jeśli jednak temu procesowi towarzyszy sukces sportowy, jak teraz w przypadku juniorów starszych, to tym lepiej i radość jest podwójna.
- My jako trenerzy nie chcemy nigdy szachować. Mówić, jak nam idzie, że szkolenie jest dobre i wynik sportowy również. A jak nam z kolei nie idzie, to OK - szkolenie dobre, ale wynik nieważny. Nie, bardzo się cieszę i będę podkreślał to, że w tym sezonie bardzo ważnym celem było właśnie połączenie wydajności szkoleniowej i wyniku końcowego. Należy przy tym zaakcentować, że stało się to przy świetnej współpracy sztabów szkoleniowych poszczególnych drużyn. Zadebiutowało w minionych rozgrywkach 14 bądź 15 piłkarzy. Z jednej strony juniorzy młodsi w mojej drużynie, a z drugiej juniorzy starsi w drugoligowych rezerwach - opowiada trenera Bartosz Bochiński. - To jest wręcz fantastyczna sprawa. A jednocześnie przy takich rotacjach nie traciliśmy w tym maratonie kontaktu z czołówką, a kiedy wskoczyliśmy w trakcie rundy wiosennej na pierwsze miejsce, to potrafiliśmy się obronić i utrzymać pozycję lidera. Jest ogromna radość, że udało się połączyć cele zarówno sportowe, jak i szkoleniowe - podkreśla szkoleniowiec złotych medalistów.
Przez cały sezon lechici pracowali na to, żeby w ostatniej kolejce mieć komfort. Sytuacja ułożyła się tak, że w wyjazdowym starciu z Zagłębiem Lubin wystarczał im remis do przypieczętowania tytułu. Wygrali 3:1, choć do przerwy przegrywali 0:1. Co ciekawe, wcale nie było wtedy nerwowo w poznańskiej szatni. - Zaczęliśmy reagować już w pierwszej połowie. No ale właśnie, tak to już jest w tym sporcie, że nie zawsze wiesz, czego możesz się spodziewać. Bo przecież mam w drużynie zawodników z naprawdę dużymi umiejętnościami, mam odpowiednią jakość, gramy cały sezon dobrze, a jednak przyszedł decydujący bój i widać było w poczynaniach moich graczy dużą nerwowość - mówi Bochiński. Nie minęło 120 sekund i Miedziowi prowadzili, ale w pierwszej akcji po zmianie stron wyrównał Maksymilian Dziuba. - Było spokojnie w szatni, wprowadziliśmy tylko kosmetyczne korekty, bo widzieliśmy, że zespół zaczął reagować wcześniej. Od razu wyrównaliśmy, potem mieliśmy karnego, ale z Kacprem Kroczyńskim mamy takie hasło, że on łatwych nie strzela - uśmiecha się szkoleniowiec i dodaje: - Trzeba było poczekać na trafienie dające nam prowadzenie, ostatecznie wygraliśmy 3:1. Po zmianie stron graliśmy już tak, jak przez cały sezon chcieliśmy się prezentować. Czyli dominować na murawie, wysoko odbierać przeciwnikowi piłkę.
Po końcowym gwizdku sędziego była już olbrzymia radość, choć na odebranie medali i pucharu za wygranie Centralnej Ligi Juniorów trochę przyjdzie poczekać. Stanie się to przy Bułgarskiej podczas pierwszego meczu PKO BP Ekstraklasy w nowym sezonie. - Pierwsze uczucie? Chyba takie proste, że się udało, że mamy to. Dźwignęliśmy temat, a koniec sezonu jest taki, jaki sobie wymarzyliśmy. Dużo rozmawialiśmy o tym z chłopakami, wiem że wielu z nich w trakcie sezonu medal brałoby w ciemno, patrząc na tabelę. Najpierw każdego koloru, później srebro, a wyszło ostatecznie złoto. No i myślę, że to dla mnie i dla nich takie szczęście oraz spełnienie. Bardzo mi zależało na tym, żeby ci zawodnicy wraz z tym sztabem osiągnęli sukces. Choć to sukces wszystkich związanych z klubem i naszą akademią. Teraz będzie trochę czasu na radość. A potem przed nami kolejne wyzwania - kończy trener Bochiński. Dodajmy, że Lech jako mistrz Polski U-19 wystartuje w młodzieżowej Lidze Mistrzów.
Zapisz się do newslettera