Filip Szymczak był bohaterem niedzielnego meczu z Koroną Kielce (3:2) w PKO BP Ekstraklasie. W doliczonym czasie gry zdobył zwycięską bramkę dla Lecha Poznań. - To daje mi kopa, bo strzelałem wcześniej dla Kolejorza we wszystkich rozgrywkach w seniorach: w III lidze, II lidze, Pucharze Polski, europejskich pucharach. Brakowało mi jednak tej Ekstraklasy, czyli takiej kropki nad i. Teraz już mam to debiutanckie trafienie ligowe za sobą, ale nie zadowala mnie to, bo mam swoje ambicje i chcę więcej i więcej - mówi 20-letni napastnik.
Była 93. minuta rywalizacji przy Bułgarskiej. Alan Czerwiński dostał podanie z prawej strony i dośrodkował w pole karne wprost na głowę Szymczaka. Ten skierował piłkę w stronę dalszego słupka, bramkarz nie miał najmniejszych szans na interwencję, bo było to precyzyjne cięcie niczym chirurgicznym nożem w trakcie operacji. - Tak na gorąco, to nie byłem nawet do końca świadomy, że ten tak wyczekiwany przeze mnie gol w końcu padł - uśmiecha się Filip. - Potem odebrałem sporo wiadomości ze strony rodziny, znajomych, także kibiców. Dotarło do mnie, że ta bramka była tak ważna, bo dała przecież trzy punkty - dodaje. Wcześniej trafił w Lidze Konferencji na wyjeździe z Hapoelem Beer Szewa (1:1) i też miało to swoją wagę i wpłynęło na ostateczny kształt tabeli grupy C.
- Gram w ofensywie, w tym sezonie na kilku pozycjach, bo nie tylko w ataku, ale też na skrzydle i jako ofensywny pomocnik. Zasadniczo jednak jestem graczem ofensywnym, a od takich wymaga się liczb w statystykach goli i asyst. Teraz zaczęły się pojawiać i oby tak dalej - mówi Szymczak, który w poprzednim sezonie był wypożyczony do pierwszoligowego GKS Katowice. Spisywał się tam bardzo dobrze, w 32 meczach zdobył 11 bramek. Teraz wskoczył na kolejny poziom i kto wie, może się okazać, że obecne rozgrywki będą dla niego takim punktem zwrotnym, przełomem. - Ja jestem takim typem piłkarza, że jak rozpoczynałem swoją przygodę seniorską i wchodziłem najpierw do trzeciej ligi, potem do drugiej, to potrzebowałem trochę czasu, żeby się przełamać. I potem szło już wszystko w dobrym kierunku. Uważam, że poprzez ciężką pracę i regularne występy będę się rozwijał. Moim zdaniem, że zasłużyłem na to, żeby być teraz w tym miejscu, w którym jestem. W każdej lidze, w której grałem się przebijałem. Teraz czas na Ekstraklasę i Lecha. To kolejne wyzwanie dla mnie - podkreśla.
Na pewno w poprzednich tygodniach 19-latek potrzebował trochę spokoju i musiał szukać wyłączenia się z tego, co działo się wokół niego. Bez wątpienia, ciążyło mu bowiem to, że wciąż czeka na gola. - Szczerze mówiąc to po powrocie z GKS Katowice pojawiła się presja, ale spokojnie, ona w Lechu jest zawsze. Pojawiało się też wiele opinii, których nie chciałem słuchać. Były głosy latem, że fajnie wypadłem na wypożyczeniu, więc z buta wejdę teraz do Kolejorza, zdobędę sto bramek dla klubu i zostanę legendą. Ale no wiemy, jakie są realia, piłka jest nieprzewidywalna i szczególnie w moim przypadku w życiu nie ma niczego za darmo. Trzeba konsekwentnie, cierpliwie pracować na swoje kolejne osiągnięcia - opowiada napastnik i kontynuuje:
- Jestem takim zawodnikiem, że początkowo trochę mi ciążyło, że nie mam trafienia. Bo przecież jestem z Poznania, utożsamiam się mocno z Lechem, poruszam się po mieście i wiem jak to tutaj wygląda. Dlatego stwierdziłem w pewnym momencie, że usuwam konta w mediach społecznościowych. I tu nawet nie chodzi o krytykę skierowaną tylko i wyłącznie w moją stronę. Tylko często pojawiały się tam też wpisy dotyczące innych naszych zawodników i stwierdziłem, że to nie ma sensu. Rozmawiamy w szatni z kolegami i mówili mi wiele razy, że dobrze wyglądałem w tych meczach, ale brakowało mi liczb. Czułem ciągle zaufanie ze strony trenera, stawiał na mnie, nie bał się tego robić. Sęk w tym, że futbol to sinusoida, raz jest dobrze, raz jest źle i trzeba tę formę ustabilizować. Odcięcie się od tego co dookoła to może nie jest dobre słowo, ale chciałem poszukać takiego podejścia bardziej na spokojnie, bez zwracania uwagi na to co dzieje się na zewnątrz.
Zapisz się do newslettera