- Od najmłodszych lat chciałem tutaj zagrać i teraz dostałem ten swój pierwszy oficjalny mecz. Dla mnie jest to spełnienie marzeń – mówi po piątkowym starciu z Wisłą Płock zawodnik Lecha Poznań, Tymoteusz Puchacz.
W ramach drugiej kolejki PKO Ekstraklasy Kolejorz podejmował przy Bułgarskiej Wisłę Płock. Był to bardzo udany pierwszy mecz na własnym stadionie, ponieważ zawodnicy trenera Dariusza Żurawia nie pozostawili wątpliwości, która drużyna była lepsza i pewnie wygrali 4:0. Jeszcze w pierwszej połowie spotkania na boisku pojawił się Tymoteusz Puchacz, który rozpoczął je na ławce rezerwowych. Było to efektem urazu, jakiego nabawił się Tymoteusz Klupś. - Wielka szkoda, że "Klupsik" jest kontuzjowany, bo to nie jest nigdy miła sytuacja, gdy ktoś nie może grać – komentuje wychowanek Akademii Lech Poznań
- Siedząc na ławce jestem gotowy, żeby w każdym momencie wejść na plac gry. Po to trenuję i po to się przygotowuję do meczu. Jeżeli gram w pierwszym składzie daję z siebie od początku 100%, a jeśli wchodzę z ławki to chcę dać tyle samo – kontynuuje Puchacz.
Dla 20-letniego piłkarza było to wyjątkowe spotkanie, ponieważ po raz pierwszy miał okazję zagrać w pierwszej drużynie na murawie stadionu przy ulicy Bułgarskiej. - Jak na początku wszedłem na boisko to czułem się jak w śnie. Od najmłodszych lat chciałem tutaj zagrać i teraz dostałem ten swój pierwszy oficjalny mecz. Dla mnie jest to spełnienie marzeń – mówi lechita.
W trakcie okresu przygotowawczego Tymoteusz Puchacz grywał zarówno w obronie, jak i po obu stronach pomocy. Jak na razie w obu kolejkach ekstraklasy występował jako skrzydłowy, jednak w starciu z Wisłą Płock był moment kiedy pojawił się także na lewej obronie. W spotkaniach ligowych wychowanek Lecha Poznań pokazuje cechy, które są bardzo doceniane przez poznańską publiczność, czyli przebojowość i nieustępliwość. - W momencie kiedy Kosta został sfaulowany i musiał zejść za linię boczną ja szybko przemieściłem się na lewą obronę. Chciałem szybko załatać tę dziurę, ale kiedy wszedł z powrotem to ja równie szybko wróciłem do siebie. Takie awaryjne sytuacje na boisku nie są dla mnie problemem – komentuje z uśmiechem Puchacz.
- Chciałem się pokazać. Grając na skrzydle musisz brać piłkę na siebie, dryblować, uderzać i chciałem to właśnie robić – kontynuuje piłkarz niebiesko-białych.
W piątkowy wieczór na trybunach stadionu przy ulicy Bułgarskiej pojawiło się ponad 16 000 kibiców. Zawodnicy trenera Dariusza Żurawia nie ukrywają, że takie wsparcie bardzo pozytywnie na nich wpływa i liczą, że swoją postawą przyciągną na mecze kolejne osoby. - To nasza gra napędza trybuny. Uważam, że jeżeli tak będziemy grali to kibice będą nas chętnie oglądać i będą nas wspierać – kończy Tymoteusz Puchacz.
Zapisz się do newslettera