Filip Bednarek w drugim meczu z rzędu zachował czyste konto. Bramkarz Lecha Poznań nie dał się pokonać zarówno piłkarzom Śląska Wrocław (4:0), jak i Legii Warszawa (1:0). - W niedzielę miałem déjà vu z Charleroi - mówi.
Rok temu lechici awansowali do fazy grupowej Ligi Europy. W decydującej rundzie ograli na wyjeździe belgijski klub Charleroi 2:1. Bednarek wówczas zaliczył kapitalny występ, obronił m.in. rzut karny. Choć pod względem liczby sytuacji dla przeciwnika te dwa mecze mocno się różniły, bo Legia oddała tylko jeden celny strzał przez 90 minut, podczas gdy Belgowie nacierali i co chwilę zatrudniali lechitę. On jednak znajduje cechy wspólne obu tych rywalizacji.
- W niedzielę miałem takie déjà vu z Charleroi. To było około 70. minuty, wtedy było już po rzucie karnym, teraz prowadziliśmy i naszła mnie taka myśl, że co by się nie działo, to my byśmy tutaj bramki nie stracili. Mogło się walić i palić, ale Legia nie była w stanie nam zrobić krzywdy, tak jak wtedy rywale w walce o fazę grupową. Po prostu tak się nakręcasz na boisku, że wpadasz w trans. I wtedy było identycznie - przyznaje 29-latek.
- Nie wiem, to też pewnie kwestia doświadczenia. To są te momenty, kiedy widzisz, że wpuszczają trzech napastników, bo chcą gonić wynik i wiesz, że będą wrzucać coraz więcej piłek w pole karne, więc musisz być czujny na przedpolu, żeby zgarniać te wszystkie zagrania. Wiesz, że twoje interwencje pomogą drużynie. I tak się stało, razem zapracowaliśmy na te trzy punkty - dodaje.
On sam w Lechu jest od ponad roku, ale jako Wielkopolanin ściskał kciuki za Kolejorza, pojawiał się także na trybunach, kiedy w niebiesko-białych barwach występował jego brat Janek. - Wygrać przy Łazienkowskiej dla mnie jako dla Wielkopolanina to coś pięknego. Oglądałem mecze mojego brata Janka, byłem na finale Pucharu Polski w 2015 roku. Co prawda, wtedy mecz był na Stadionie Narodowym, ale siedziałem na trybunach i widziałem ile te konfrontacje z legionistami znaczą dla kibiców Kolejorza. Dla tych tłumów, które kochają ten klub. To są rzesze ludzi. Wtedy przyjechało 14 tysięcy z Poznania, dzisiaj trochę mniej, ale było ich słychać i byli mocni. Bardzo cieszy, że w końcu po sześciu latach zdobyliśmy Łazienkowską. Ale w ogóle nie rozmawialiśmy przed spotkaniem o tym, że tak długo czekamy na wygraną w Warszawie, bo to zbędne. Każdy mecz ma swoją historię, każdy trzeba wybiegać. Nic to, mamy trzy punkty. Tylko i aż, bo po pierwsze, nie dopiszemy więcej niż za pokonanie każdego innego rywala w lidze. Ale z drugiej strony, to aż, bo jestem przekonany, że ludzie z Poznania są dziś z Lecha dumni i tym bardziej zaczynają żyć tym klubem. I pojawił się na ustach jeszcze większej grupy poznaniaków oraz Wielkopolan - dzieli się wrażeniami Bednarek.
Przy tym jednak apeluje o spokój. - Jesteśmy po jedenastej kolejce, czyli jeszcze nie mamy za sobą nawet 1/3 sezonu. Dostaliśmy fajnego kopa, ale przed nami kolejne wyzwania, a cieszyć się będziemy na koniec rozgrywek. Ważne spotkania przed nami i nie możemy zgubić koncentracji - kończy.
Zapisz się do newslettera