- Rywalizacja w pucharach wiąże się dla mnie z czymś ekstra, towarzyszy im nieco inna motywacja, atmosfera czy poczucie, że przynosimy dumę całemu regionowi i krajowi. Mimo wszystko to ekstraklasa jest podstawą, bazą, która daje nam przepustkę do Europy - mówi trener Lecha Poznań, John van den Brom. W rozmowie ze szkoleniowcem Kolejorza wybiegliśmy nieco w przyszłość, więc nie zabrakło wątków bezpośrednio związanych z dwumeczem z FK Bodø/Glimt czy nadchodzącą rundą w PKO BP Ekstraklasie.
Czy zdaje sobie trener sprawę z tego, że wraz z Lechem może dokonać niedługo rzeczy historycznej?
- Nie, ale brzmi jak duża presja, podoba mi się to.
Żaden polski klub od ponad trzydziestu lat nie przeszedł wiosną swojego rywala w europejskich pucharach. W ciągu ostatniego pół roku zdążył trener poznać polską ekstraklasę, zidentyfikować jej poziom sportowy oraz poszczególnych drużyn w niej występujących. Dziwi więc pana trochę ten fakt?
- Oczywiście. Otrzymuję sporo pytań odnośnie polskiej ligi od ludzi związanych z piłką chociażby z Holandii. Zawsze odpowiadam, że to wymagające rozgrywki, bo wszystkie drużyny są dobrze zorganizowane, odpowiednio przygotowane pod kątem fizycznym i mają odpowiednią strukturę. Ze szkoleniowego punktu widzenia ciekawe jest, że sporo trenerów decyduje się tu na ustawienie z trzema środkowymi obrońcami. W Belgii czy Holandii wygląda to nieco inaczej. Mnie w kontekście tej ligi i Lecha cieszy, że posiadamy jako zespół tyle jakości i odpowiednią mentalność, to pozwala nam znaleźć rozwiązanie na każdego rywala.
To samo zresztą tyczy się trenera, ponieważ o ile tych udziałów w grupach Ligi Mistrzów czy Ligi Europy z KRC Genk, Anderlechtem czy AZ Alkmaar trochę było, o tyle awansu wiosną w Europie nie udało się panu wywalczyć. Zdobywał pan w swojej karierze mistrzostwo, puchar czy superpuchary, czy wizja dłuższego rajdu w pucharach nakręca pana do pracy obecnie najmocniej?
- Tak do tego nie podchodzę, bo dla mnie Europa zawsze stanowi pewien bonus. W przypadku piłkarzy wygląda to z kolei tak, że pod kątem klubowym właśnie przez rozgrywki europejskie wjedzie najkrótsza droga do transferu do którejś z topowych lig. Pokazuje to przykład Feyenoordu Rotterdam, który w zeszłym sezonie dotarł do finału Ligi Konferencji Europy, a latem sprzedał swoich czterech piłkarzy, z czego trzech do Premier League. Oczywiście, rywalizacja w pucharach wiąże się dla mnie z czymś ekstra, towarzyszą im nieco inna motywacja, atmosfera czy poczucie, że przynosimy dumę całemu regionowi i krajowi. Mimo wszystko to ekstraklasa jest podstawą, taką bazą, która daje nam przepustkę do Europy.
Pana drużyna przystąpi do dwumeczu z FK Bodø/Glimt już po czterech ligowych spotkaniach. Wydaje się, że to optymalny czas na wskoczenie na odpowiednie tory przed tą rywalizacją, jak trener wraz ze sztabem nastawia zespół przed początkiem wiosny?
- To trochę odmienna sytuacja od tej, w której znajduje się Bodø, ponieważ ich czekają przed tym dwumeczem tylko sparingi. Teraz przebywają na obozie w Hiszpanii, tam rozgrywają swoje mecze kontrolne. Te jednak różnią się od spotkań o stawkę. Chociaż nie zawsze, patrząc na nasze ostatnie starcia z Eintrachtem Frankfurt w Dubaju, podczas nich miałem wrażenie, że jest trochę za ostro (śmiech).
Upatruje pan w tym przewagi swoich piłkarzy, czy Bodø to ekipa na tyle doświadczona w europejskich pucharach, że nie będzie to odgrywało większej roli?
- Na pewno nie uważam, żeby to była nasza duża przewaga. Norwegowie mają bardzo dużo czasu na przygotowanie do tej rywalizacji, a ich wyniki z ostatnich lat pokazują, że z reguły go nie marnują. Jestem po rozmowach ze znajomymi z PSV Eindhoven, które mierzyło się w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy z Bodø. Udało nam się uzyskać sporo informacji o tej drużynie. Ma ona sporo jakości indywidualnej, ale bardziej liczy się to, jak prezentuje się jako całość. Jej sposób gry jest zawsze ten sam, cechuje ich powtarzalność, więc wiemy, czego się spodziewać. Na pewno ciężkiego dwumeczu. Każdy podkreśla, że te spotkania na terenie Norwegów są szczególnie trudne z powodu temperatury i sztucznej nawierzchni. Koniec końców będziemy jednak walczyć o awans ze wszystkich sił, nie mogę się już tego doczekać. Tym bardziej, że rewanż zagramy przed własnymi kibicami, a w Poznaniu osiągaliśmy w pucharach dobre wyniki.
Swojego przeciwnika w Lidze Konferencji Europy poznaliście na początku listopada. Od tego czasu zaszło u niego trochę ruchów kadrowych, rozegrał on także pierwszy sparing. Przywiązuje trener już do tego dużą uwagę czy na dokładną analizę tego zespołu przyjdzie czas bliżej samego dwumeczu, kiedy już będzie można oszacować chociażby wyjściową jedenastkę rywala?
- Teraz skupiamy się na Stali Mielec i optymalnym przygotowaniu drużyny na piątek. Pamiętamy o Bodø, oglądaliśmy ich spotkania, wysłaliśmy niedawno naszego analityka na ich sparing do Hiszpanii, na tym polu też działamy i zbieramy informacje. W piłce jednak liczy się tylko kolejne spotkanie, a trochę tej roboty przed dwumeczem w Lidze Konferencji Europy mamy. Stal, później dwa starcia z Miedzią, Wisła Płock na wyjeździe - dwanaście punktów do zdobycia, to nasz cel, by móc naciskać na Raków.
Wniosek taki, że charakterystyka norweskiego przeciwnika nie determinowała kierunku waszych przygotowań chociażby na obozie w Dubaju, jeśli chodzi o kształt waszych zajęć czy wykorzystywane środki treningowe?
- Nie, to były normalny obóz przygotowawczy przed rundą rewanżową. Wykonaliśmy sporo ważnej pracy fizycznej, ale też w połączeniu z naszą piłkarską filozofią. Aż do dziś, patrząc na grudzień, Dubaj i powrót do Poznania, wykonaliśmy duży krok naprzód, przygotowaliśmy solidną podstawę przed wiosną. Finalnie dopiero boisko pokaże, czy to działa, na teraz jestem jednak zadowolony. Także z tego, że (trener puka w biurko) nie mamy poważnych problemów zdrowotnych.
Jak pan ocenia pozycję wyjściową Lecha przed rundą wiosenną w ekstraklasie? Strata do podium jest praktycznie żadna, ale cała drużyna zgodnie podkreśla, że apetyty na powtórne mistrzostwo Polski są ogromne.
- Ciężko być szczęśliwym, kiedy ma się taką stratę do lidera, a chce się być mistrzem. To nasz cel, nasze pragnienie. Zachowujemy spokój, bo jeszcze sporo przed nami, w tym mecz zaległy i miejmy nadzieję trzy punkty więcej. Pamiętamy o trudnym początku rozgrywek, gdy było nam ciężko, to się teraz odbija na naszym położeniu w tabeli. Nie mamy już na to wpływu, więc koncentrujemy się na tym, co możemy zrobić. Czyli wygrywaniu spotkań, zmniejszaniu dystansu, ciągłym nacisku i wywieraniu presji - tego będziemy próbować, zobaczymy co nam to przyniesie na koniec.
Czy trener John van den Brom dysponuje najszerszą oraz najrówniejszą kadrą w ekstraklasie?
- Nie wiem, szczerze mówiąc niespecjalnie mnie to obchodzi, bo lubię patrzeć pod tym względem tylko na swój własny zespół. Na tym polu czuję duży komfort, mogę wykorzystać na poszczególne spotkanie naprawdę wielu piłkarzy. Jeśli dochodzisz do takiej sytuacji, to znaczy, że masz w drużynie odpowiedni balans. Na początku zmagaliśmy się z problemami na środku obrony, teraz dysponujemy takim bogactwem na tej pozycji, że możemy pozwolić Maksowi Pingotowi iść na wypożyczenie i rozwijać się w Odrze Opole. To bardzo pozytywne.
32 oficjalne mecze jesienią wiązało się z ogromnym budżetem minut, którymi mogliście obdzielić cały zespół i utrzymywać sporo zawodników "pod prądem". Wiosną nawet w przypadku przejścia Bodø będzie on mniejszy, czy więc odpowiednia opieka nad tymi mniej grającymi będzie dla pana jednym z największych wyzwań w nadchodzącej rundzie?
- To prawda, ale zacięta rywalizacja w zespole o tę mniejszą liczbę minut też będzie stanowić dla nas wielką wartość. Im więcej opcji będę miał, tym lepiej. Zgadza się jednak, że jesienią łatwiej było wygłosić w szatni stwierdzenie: "Panowie, potrzebujemy każdego z was, zobaczcie, ile meczów przed nami". Później zachowywałeś wiarygodność, bo faktycznie każdy dostał sporo czasu na boisku i nie dziwił się, że w czwartek grał 90 minut w Europie, a w niedzielę znajdował się poza kadrą. Z początku było to trudne do zaakceptowania, ale finalnie wszyscy piłkarze to zrozumieli.
Jednak i w najbliższych tygodniach będę potrzebował więcej, niż jedenastu zawodników. Teraz czeka nas chociażby odrobienie zaległości z Miedzią czy dwumecz z Bodø, tych spotkań będzie sporo i ja się cieszę, bo wiem, że jesteśmy na to gotowi, a finalnie będą grali najlepsi.
Które miejsce na koniec sezonu w lidze będzie trenera satysfakcjonować po pana pierwszych rozgrywkach?
- Pierwsze.
Rozmawiali Adrian Gałuszka i Maciej Henszel
Zapisz się do newslettera