- Trafiłem do klubu, który ma coś do udowodnienia. Liga włoska mi pasuje pod względem taktycznym, czuję, że moje atuty mogą być tu bardzo przydatne i rozwinę je jeszcze bardziej. Zależy mi też na tym, żeby grać i jeśli zdrowie dopisze, to zrobię wszystko by wywalczyć sobie miejsce na placu - mówi Karol Linetty, który tydzień temu podpisał pięcioletni kontrakt z Sampdorią.
Szybko minął czas od debiutu przy Bułgarskiej.
- Mogę powiedzieć, że szybko, ale to mało powiedziane. Błyskawicznie. Wiele od tego czasu się wydarzyło, wiele razem przeżyliśmy. Nadszedł czas na kolejny krok.
Co najbardziej zapamiętasz z Poznania?
- Myślę, że wszystko, mam dobrą pamięć (śmiech). Najbardziej wyryły się w niej pewnie i te najlepsze i najgorsze rzeczy, na które się napotykaliśmy. Dzięki nim stałem się lepszym zawodnikiem i dojrzałem. Nie będę pewnie oryginalny jak powiem, że najfajniejsze wspomnienie to mistrzostwo Polski, po fecie na Bułgarskiej pojechaliśmy na Plac Mickiewicza i do późna świętowaliśmy tytuł z kibicami. Coś niesamowitego.
Jednego dnia jesteś na treningu, a drugiego wyjeżdżasz do Włoch. Trudno było się pożegnać z kolegami z szatni?
- Tak naprawdę, to nie zdążyłem na dobre się pożegnać bo wszystko się działo się w takim tempie, że nie miałem okazji choć na chwilę wpaść na Bułgarską. Liczę, że jeszcze przed startem ligi uda się przylecieć do Poznania, spakować i odwiedzić kolegów z Lecha. W zasadzie nie było szans, żeby się spakować i przeprowadzić. Przyleciałem na testy medyczne, po których pojechałem na trening i zgrupowanie.
Nie będzie brakować niebiesko-białej koszulki, tego stadionu i atmosfery w drużynie?
- Koszulki nie będzie brakować bo nadal będę nosił podobne barwy. Ale to też mój pierwszy wyjazd do zagranicznego klubu, daleko od rodziny, przyjaciół, tej codzienności, do której już się przecież przyzwyczaiłem. Piłkarzem Lecha byłem 10 lat! Sentyment do klubu pozostał i na pewno nie raz będę wracał do niego myślami.
- Tak naprawdę, to nie zdążyłem na dobre się pożegnać bo wszystko się działo się w takim tempie, że nie miałem okazji choć na chwilę wpaść na Bułgarską. Liczę, że jeszcze przed startem ligi uda się przylecieć do Poznania, spakować i odwiedzić kolegów z Lecha.
A czego będzie brakować najbardziej?
- Będę z dala od bliskich. No i można powiedzieć, że od moich domów też. Bo tak traktuję Damasławek, Poznań i nasz stadion. Na szczęście Wiola jedzie ze mną, to dla mnie bardzo ważne, że cały czas będzie obok. No i zawsze będzie z kim porozmawiać w ojczystym języku. Jestem przekonany, że będzie mnie wspierać w trudnych chwilach, choć liczę że takich będzie niewiele. Żyjemy w takich czasach, że świat stał się mały, a rodzina i znajomi będą mnie przecież też odwiedzać.
Z Lechem zdobyłeś mistrzostwo, Superpuchar. Wiesz czego brakuje?
- Wiem, że brakuje Pucharu Polski. Fajnie byłoby go zdobyć, ale też spokojnie. Nie ma co myśleć o powrocie do Polski, skoro dopiero wyjechałem. Podpisałem 5-letni kontrakt. To dowód na to, że mi bardzo zaufano. Reszta jest po mojej stronie. Trzeba wykorzystać ten czas jak najlepiej, a co będzie się działo później… zobaczymy.
Co ciebie skłoniło do tego transferu?
- Przede wszystkim chciałem spróbować czegoś nowego, innego. Zależało mi na tym, aby nadal się rozwijać i Sampdoria to klub, który mi to gwarantuje. Rozmawiałem zresztą o tym z Bartkiem Salamonem. Trafiłem też pod skrzydła trenera, o którym w superlatywach opowiadał mi za to Piotrek Zieliński. Serie A to liga, której nikomu nie trzeba przedstawiać, a i kilku kolegów z reprezentacji Polski pokazało, że potrafimy sobie w niej z sukcesami radzić. Wiem ze będzie ciężko, ale myślę że wszystko wyjdzie mi na plus.
Trener Sampdorii zapowiedział już, że w twoim przypadku potrzebna będzie aklimatyzacja. Jesteś znany z tego, że rwiesz się do gry. Będziesz na tyle cierpliwy?
- A mam inne wyjście? Będę musiał, ale też na każdym treningu chcę pokazywać trenerowi, że jestem gotowy. Na treningach nie ma odpuszczania, trzeba dawać z siebie wszystko. Jesteśmy na takim etapie, że trzeba jak najlepiej przygotować się do sezonu. Na szczęście jest jeszcze na to trochę czasu. Mówię „na szczęście”, bo przecież nie miałem przygotowań jako takich. Po powrocie z Francji miałem urlop, a koledzy już wtedy grali mecz o Superpuchar.
Trafiłem też pod skrzydła trenera, o którym w superlatywach opowiadał mi za to Piotrek Zieliński. Serie A to liga, której nikomu nie trzeba przedstawiać, a i kilku kolegów z reprezentacji Polski pokazało, że potrafimy sobie w niej z sukcesami radzić. Wiem ze będzie ciężko, ale myślę że wszystko wyjdzie mi na plus.
Podczas twojej gry dla Kolejorza wiele było już spekulacji na temat kierunku transferu. Dlaczego więc Włochy?
- Trafiłem do klubu, który ma coś do udowodnienia. Liga włoska mi pasuje pod względem taktycznym, czuję, że moje atuty mogą być tu bardzo przydatne i rozwinę je jeszcze bardziej. Zależy mi też na tym, żeby grać i jeśli zdrowie dopisze, to zrobię wszystko by wywalczyć sobie miejsce na placu. W Italii w ostatnich latach bardzo dobrze radzili sobie Kamil Glik, czy właśnie Piotrek Zieliński, coraz bardziej ceni się Polaków i daje się im szanse gry.
Za tobą pierwsze mecze sparingowe i pierwszy gol w barwach Sampdorii.
- Gol jak gol. Poszedłem za akcją, piłka wylądowała przede mną i w zasadzie wystarczyło dostawić nogę. Zagraliśmy mecz z drugą drużyną, która we Włoszech nazywa się Primavera. Wygraliśmy 4:0, przyszło całkiem sporo kibiców, a następnego dnia wróciliśmy do treningów. Ciężka praca, ale po to tu przyjechałem.
Jak ci się podoba Genua?
- Nie zwiedzałem miasta bo nie ma na to czasu, ale przyznaję, że na zdjęciach jest piękna (śmiech).
Jakie stawiasz przed sobą cele na najbliższy sezon?
- Tu nie ma co owijać w bawełnę. Chcę jak najszybciej przebić się na ławkę rezerwowych, a następnie do wyjściowej jedenastki. Zależy mi na tym, aby regularnie grać i być powoływanym do reprezentacji Polski.
rozmawiał Mateusz Szymandera
Zapisz się do newslettera