Nie bez powodu stanowi ogromną wartość drugiej drużyny Lecha Poznań. 65 meczów w reprezentacji Polski, ponad sto spotkań we francuskiej Ligue 1 oraz dwieście w polskiej ekstraklasie - Dariusz Dudka bez wątpienia ma sporo do przekazania zawodnikom, którzy w zespole rezerw Kolejorza wkraczają do dorosłego futbolu. Zapraszamy na rozmowę z najbardziej doświadczonym graczem drugiej drużyny niebiesko-białych.
Kiedy zaczynał pan wchodzić do seniorskiej piłki w Celulozie Kostrzyn, kilku pana obecnych kolegów z zespołu nie było jeszcze na świecie. To wiele mówi o profilu pana drużyny i o tym, jaką rolę w niej pan pełni.
- Powiedziałbym nawet, że kiedy ja zaczynałem w Celulozie, koło 1996 roku, to prawie wszystkich chłopaków jeszcze nie było na świecie. Śmialiśmy się ostatnio, że gdyby pewne rzeczy szybciej się podziały, to urodzony w 2002 roku Filip Marchwiński mógłby być moim synem albo przynajmniej z nim grać (śmiech). Trochę jest śmiechu, ale chłopacy fajnie do tego podchodzą, mają szacunek do mnie i te relacje między nami układają się dobrze.
Czym jest to doświadczenie, które może pan przekazać młodym? Jak by to pan je definiował?
- Są rzeczy, których się nie wyuczysz. Czujesz to po tym, co robisz na boisku, przewidzisz pewne rzeczy, które mogą się wydarzyć. To doświadczenie albo jego brak widzisz po zawodnikach i po tym, jakie błędy robią, bo sam też je kiedyś popełniałeś. Później łatwiej jest ci zwrócić im na nie uwagę. Nie chodzi o jakieś wytykanie, a tylko i wyłącznie o to, żeby je wyeliminowali ze swojej gry.
Dotyczy to także sytuacji poza boiskiem?
- Zdarza się, ale prywatne sprawy chłopacy raczej zostawiają dla siebie. Bardziej skupiamy się wszyscy na tym, co się dzieje w klubie, na treningu i w meczach.
Jest pan bardziej kolegą pozostałych zawodników z rezerw, czy też dzięki bogatej karierze w większym stopniu autorytetem?
- Jestem dla nich kolegą i nie chciałbym, żeby oni inaczej do tego podchodzili. To by tylko sprawiło, że w kontaktach ze mną czuliby się nieswojo. Mieliby mówić do mnie na per "pan"? Tego bym nie chciał, jesteśmy w końcu razem w drużynie. Jeśli za rok przestanę występować w Lechu i moja rola jakoś się zmieni, to te relacje mogą wyglądać nieco inaczej. To tyczy się jednak tylko klubu i spraw zawodowych, bo poza boiskiem pozostaniemy kolegami.
Czy współpraca z młodymi piłkarzami daje powody do satysfakcji?
- Tak, tak po ludzku to lubię. Przyjeżdżanie do Wronek codziennie wiąże się dla mnie z pewną specyfiką. Nie odczuwam tu presji związanej z pierwszym zespołem, nikt na ciebie nie patrzy pod lupą. To duży plus dla tych chłopaków, nikt ich nie zaczepia, a robią to, co kochają i mają wszystko, czego piłkarzowi potrzeba. W związku z tym wydaje mi się, że nieprzypadkowo tylu świetnych zawodników wyszło już z naszej akademii w świat.
Sięgając pamięcią kilkanaście lat wstecz, przydałby się panu wtedy ktoś taki jak obecny Dariusz Dudka, kiedy sam zaczynał pan swoją seniorską karierę?
- Tak, tak, zdecydowanie. Ja też miałem starszych kolegów w szatni, ale nasze stosunki wyglądały troszeczkę inaczej. Kiedyś w drużynie panował bardziej klimat wojskowy. Nie było miejsca na takie zbliżone relacje, jakie uważam sam mam teraz z tymi chłopakami. Nie mogłem odzywać się w szatni, te zasady panujące w niej były zwyczajnie inne. To nie znaczy jednak, że teraz wraz z bardziej doświadczonymi zawodnikami pozwalamy na jakieś zbytnie rozprężenie na treningach. Kiedy widzimy takie sytuacje, to właśnie my, starsi, jesteśmy od tego, żeby reagować.
Czy w związku ze swoją obecną rolą myśli pan sam o potencjalnej pracy z młodymi piłkarzami w roli trenera?
- Chcę zapisać się od września na kurs trenerski, mam nadzieję, że uda się to pogodzić z codziennymi treningami i meczami. Chociaż szczerze mówiąc, jeszcze nie widzę się docelowo w roli trenera (śmiech). Nie wykluczam, że to uczucie przyjdzie z czasem. Jeśli całe życie grałem w piłkę, chciałbym przy niej na pewno pozostać. Szkoda byłoby te wszystkie lata zmarnować
Czy piłka nożna na trzecioligowym poziomie może sprawiać prawdziwą frajdę komuś, kto wystąpił na mundialu czy mistrzostwach Europy?
- Wiadomo, że inaczej się teraz człowiek mobilizuje, kiedy jedzie do Solca Kujawskiego. Nie ukrywam, że kiedy jeżdżę na wyjazdy w trzeciej lidze, kibice w różnych miejscowościach poznają mnie i może nieco napinają się na moją osobę. Ja podchodzę do tego spokojnie, cały czas zwyczajnie lubię to robić. Wydaje mi się, że dzięki mojej obecności na boisku chłopacy czują się pewniej. To też stanowi dla mnie znaczącą motywację.
Tylko dwa razy w niemal dwudziestoletniej karierze występował pan w lidze częściej, niż w ubiegłych rozgrywkach. To znak, że zdrowia stanowczo nie brakuje.
- To zawsze wynikało z różnych względów. W zeszłym sezonie opuściłem trzy mecze z powodu kontuzji kostki. Czuję się dobrze i w wieku prawie 35 lat nie narzekam na nic, mogę i chcę grać.
Obserwatorzy meczów rezerw podkreślają wciąż widoczne w pana grze piłkarskie atuty, które pozwoliły w przeszłości występować panu na najwyższym poziomie. Jest pan więc potrzebny w zespole rezerw nie tylko z powodu swojego doświadczenia.
- Staram się na murawie dawać spokój. Gdybym ja pokazywał pewną nerwowość, udzieliłaby się ona pozostałym zawodnikom. W tym wszystkim chodzi przede wszystkim o to, żeby im grało się łatwiej. Dzięki mojej pewnej postawie w tyłach na pewno przychodzi im to lżej.
Przychodząc do Lecha w 2015 roku powiedział pan, że nie ma pewności, czy skończy pan grać w piłkę właśnie w Kolejorzu. Teraz tego stwierdzenia jest już znacznie bliżej.
- Na pewno już wiem, że to tutaj zakończę karierę. Przychodząc tutaj nie podejrzewałem, że trafię do akademii, że będę grał w rezerwach. Nie ukrywam, że na początku byłem sceptycznie nastawiony do tego pomysłu. Wystarczył jednak miesiąc żeby stwierdzić, że ta współpraca, jeszcze wtedy z trenerem Djurdjeviciem i tymi piłkarzami, jest czymś fajnym. Jestem z tego poprzedniego roku jak najbardziej zadowolony. Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło. Poważną grę zaczynałem we Wronkach, tutaj także ją kończę.
Rozmawiał Adrian Gałuszka
Zapisz się do newslettera