Jak do tej pory piłkarze Lecha Poznań ani razu w tym sezonie nie wygrali spotkania, w momencie kiedy jako pierwsi tracili gola. Jednak czy sytuacja z meczu z Piastem Gliwice nie przypomina właśnie takiego wydarzenia i nie pokazuje, że drużyna trenera Dariusza Żurawia ma coraz większą świadomość swojej siły?
W ramach 31. kolejki PKO Ekstraklasy Kolejorz pokonał na wyjeździe mistrza Polski, Piasta Gliwice (2:0) i było to kolejne zwycięstwo niebiesko-białych po wcześniejszym pokonaniu Pogoni Szczecin (4:0) oraz Korony Kielce (3:0). Jednak z tych trzech spotkań zdecydowanie najbardziej wyjątkowe było właśnie to na Śląsku, ponieważ biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności tych trzech punktów, na pewno będziemy to starcie wielokrotnie wspominać w podsumowaniach sezonu 2019/2020.
Po takim meczu na pewno żaden kibic Lecha nie może powiedzieć: "dzień, jak co dzień". W końcu wygrana na boisku mistrza Polski, po tym jak prawie całą drugą połowę grało się w osłabieniu, nie jest czymś, co zdarza się co sezon. - Stracenie jednego gracza nigdy nie jest dobrym scenariuszem, ale musisz mieć wtedy świadomość, że w każdym momencie może przytrafić się okazja do strzelenia gola. Od tego momentu bardzo dobrze broniliśmy jako zespół, dzięki temu, że graliśmy blisko siebie. I wtedy "Modziu" strzelił tego niesamowitego gola z rzutu wolnego. Wtedy jeszcze bardziej uwierzyliśmy w siebie i mogliśmy walczyć do końca, żeby wygrać ten mecz - mówi Mickey van der Hart.
Po trafieniu Jakuba Modera Piast kilkukrotnie był bliski wyrównania, ale w większości przypadków bardzo dobrze interweniowali w obronie zawodnicy Kolejorza, a jak już gospodarze dochodzili do strzałów to albo na posterunku był holenderski bramkarz, albo - na nasze szczęście - piłkarze Piasta trafiali w poprzeczkę bramki. Zamknięciem meczu był świetny kontratak lechitów i gol Pedro Tiby, który wywołał ogromną radość graczy Lecha oraz wszystkich z ławki rezerwowych. - Gol Pedro nas uspokoił i wiedzieliśmy, że w tym starciu już na pewno nic się nie wydarzy. Niesamowitym jest wygrać spotkanie w takich okolicznościach, a więc i nasza ogromna radość nie może dziwić. Czy to na boisku, czy w szatni. Możemy sobie życzyć za każdym razem meczów z takimi emocjami, ale równocześnie z trzema punktami dla nas - twierdzi Jakub Kamiński.
- Oczywiście po drugim golu wszyscy byli szczęśliwi, bo wiedzieliśmy, że to spotkanie jest naszą szansą na kolejny krok w stronę ścisłej czołówki. Po czerwonej kartce zdawaliśmy sobie sprawę, jak trudne zadanie nas czeka i dlatego po tym zamykającym mecz trafieniu te pozytywne emocje się z nas "wylały" - dodaje Holender.
Była to kolejna w tym sezonie sytuacja, kiedy zawodnicy trenera Żurawia musieli sobie radzić grając w dziesiątkę, ale jeszcze ani razu nie musieli tego robić aż przez tyle czasu. Wręcz można powiedzieć, że wcześniejsze czerwone kartki Djordje Crnomarkovicia (domowe starcie z Wisłą Płock 4:0 i wyjazdowe z Lechią Gdańsk 1:2) oraz Macieja Makuszewskiego (wyjazdowa wygrana z Rakowem Częstochowa 3:2) przypadały na samą końcówkę spotkań, a właściwie doliczony czas gry. Tutaj lechici musieli pokazać, że potrafią zagryźć zęby i poradzić sobie w osłabieniu przez prawie czterdzieści pięć minut. Z tego zadania wywiązali się w 100%.
- Taka wygrana może na nas wpłynąć jedynie mobilizująco, bo uwierzyliśmy, że ten sezon, który jest sprawdzianem dla naszej nowej, obecnie budowanej, drużyny, może zakończyć się bardzo dobrze. Była to wygrana na terenie mistrza Polski, który przed meczem był świadomy tego, że rok temu udało im się ostatecznie dogonić Legię, a więc tym razem też tego chcieli. My swoim zwycięstwem mogliśmy im to zaprzepaścić, jednak nigdy nie patrzymy, z kim gramy. Po prostu zawsze chcemy każdy kolejny mecz wygrywać i być jak najwyżej w lidze. Dzięki temu na pewno umocniła się między nami więź, którą zbudowaliśmy już w tym sezonie – podsumowuje "Kamyk"
- Uważam, że to nie był dobry jakościowo mecz, ale na pewno z dużą ilością poświęcenia z naszej strony i z bardzo dobrym nastawieniem. Pokazaliśmy wiele charakteru i to był idealny przykład dla młodych piłkarzy, że nie zawsze można grać ładnie i dobrze, ale trzeba walczyć – dodaje Pedro Tiba.
Kolejne trzy punkty, kolejne zwycięstwo i kolejny mecz z "zerem z tyłu". Dzięki temu defensywa Lecha Poznań oraz van der Hart po raz dwunasty w tym sezonie nie stracili gola i pod tym względem holenderski bramkarz zrównał się w liczbie czystych kont z Dante Stipicą z Pogoni Szczecin i ma tylko o jedno mniej od prowadzącego w tej klasyfikacji Františka Placha, bramkarza Piasta Gliwice. Dodatkowo trzeba zaznaczyć, że nasz golkiper jest już niepokonany od 320 minut i powoli zaczyna gonić swój własny rekord z rundy jesiennej (454 minuty). - Dla mnie czyste konto jest zawsze czymś przyjemnym, jednak tak, jak mówiłem wiele razy, ważniejsze jest wygrywanie. Jednak skłamałbym gdybym powiedział, że to "zero z tyłu" nie smakowało lepiej, niż pozostałe, bo wpływ na to miała waga tego meczu oraz to jak rozpoczęła się ta druga połowa. Dla naszego zespołu taka wygrana jest czymś niesamowitym – kończy van der Hart.
Zapisz się do newslettera