Po wczorajszym meczu można już spokojnie mówić o pladze kontuzji w Lechu Poznań.
Koszmarnego pecha mamy ostatnio jeśli chodzi o kontuzje. Na domiar złego wszystkie urazy przytrafiły się zawodnikom defensywnym. W tej chwili sztab szkoleniowy Lecha nie może skorzystać z Bartosza Bosackiego, Zlatko Tanevskiego, Marcina Dymkowskiego, Grzegorza Wojtkowiaka oraz Macieja Scherfchena. Pierwsza czwórka, gdyby była w pełni sił stanowiłaby zapewne podstawowy skład linii obrony. Od początku sezonu pewniakiem do gry na pozycji defensywnego pomocnika był Maciej Scherfchen.
- Do tego poza kontuzją Zlatka, wszystkie te urazy wymagały operacji. - mówi ze zmartwioną miną trener Smuda. Przypomnijmy zatem jak to kolejni zawodnicy byli eliminowani przez kontuzje.
Grzegorz Wojtkowiak, jeszcze w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu zerwał więzadła krzyżowe i uszkodził łękotka. Wyrok lekarzy: operacja i minimum sześć miesięcy przerwy od piłki. Dyzio" już wznowił lekkie treningi, ale zanim wróci na boisko, runda zapewne dobiegnie końca.
Bartosz Bosacki doznał urazu w jednym z letnich sparingów. Na obóz do Kaprun już nie pojechał. Ostateczna diagnoza: zerwane więzadła krzyżowe i podobnie jak w przypadku Wojtkowiaka konieczna operacja. Planowany rozbrat z piłką sześć do ośmiu miesięcy. - Całe dni spędzam na rehabilitacji i mam nadzieję wrócić do normalnych treningów jeszcze przed zimową przerwą. - mówi jednak Bosy".
Maciej Scherfchen to zdecydowanie największy pechowiec, bowiem kontuzji doznał w ... domu. Szeryf" po prostu niefortunnie przewrócił się niosąc drewno do kominka. Uraz barku okazał się poważny. Już kolejnego dnia wylądował na stole operacyjnym. - Nie zagra do końca rundy. - powiedzieli lekarze.
Marcin Dymkowski w ostatnim meczu z Odrą Wodzisław po jednej z interwencji już nie wstał z boiska o własnych siłach. Po spotkaniu pojechał na prześwietlenie, które potwierdziło najgorsze przypuszczenia: złamana kość strzałkowa i zerwany więzozrost piszczelowo-strzałkowy. W tym roku nie wróci już na boisko.
W porównaniu z kolegami Zlatko Tanevski może mówić o szczęściu w nieszczęściu, bo jego kontuzja nie jest najprawdopodobniej aż tak poważna. Dziś przeszedł badanie USG, bo od kilku dni uskarżał się na bóle mięśnia dwugłowego uda. Wszystko wskazuje na to, że nie zagra w sobotnim meczu z Ruchem Chorzów.
Parę stoperów w takim wypadku tworzyć będą Dawid Kucharski i Tomasz Midzierski. Drugi z nich ma za sobą zaledwie jeden mecz w barwach Lecha w Pucharze Ekstraklasy z Odrą. - Ta sytuacja pokazuje, że na każdą pozycję trzeba mieć po dwóch zawodników. Midzierski to zawodnik, którego dopiero trzeba wprowadzić do ligowej piłki. Przypuszczam jednak, że ta defensywa będzie funkcjonować. - mówi Franciszek Smuda. - Na środek obrony pozostaje nam jeszcze tylko młody Szyszka. Chciałem dać mu szansę występu w Pucharze Ekstraklasy, ale przepisu mówi jasno o tym, że na boisku musi być ośmiu zawodników z podstawowej kadry i nie mogliśmy go wystawić.
- Jeśli chcemy zagrać na zero z tyłu, musi się o to postarać cały zespół. Wszyscy muszą pracować w defensywie. Wszyscy zawodnicy po stracie piłki muszą realizować nałożone na nich zadania obronne. - mówi szkoleniowiec Kolejorza.
Brak podstawowych obrońców, do tego przy absencji Maciej Scherfchena może jednak oznaczać spore problemy w defensywie. Zawsze lechitom pozostaje jeszcze jedna opcja. - Może być tak sytuacja, że po prostu będziemy musieli pójść na wymianę ciosów, dlatego przydałaby się wysoka skuteczność. Na pewno stać nas na to. - mówi Smuda. Zresztą atakowanie bramki przeciwnika ostatnio szło lechitom lepiej, niż bronienie dostępu do własnej. Można jeszcze mieć nadzieję, że w wysokiej formie nadal będzie Krzysztof Kotorowski, który w ostatnich miesiącach przyzwyczaił już kibiców do tego, że często swoimi interwencji ratował dla Lecha punkty ...
Zapisz się do newslettera