Przed odejściem do Podbeskidzia, Robert miał już minuty w Lechu. Przyzwyczaił się do publiczności, atmosfery i treningów w ekstraklasie. On to przeżył. Gdy jednak szedł na wypożyczenie to mówiłem mu, że nie mógł iść jako gwiazda z Lecha. On miał pokazać chłopakom, którzy grali w Bielsku-Białej jak trzeba pracować, by trafić do ekstraklasy - mówi trener i skaut Lecha Poznań, Jarosław Araszkiewicz.
Dużo ma pan pracy po dołączeniu do Akademii Lecha Poznań?
- Bardzo. Często zdarza się, że wyjeżdżam z domu w południe, a wracam późnym wieczorem. Poza zajęciami w akademii i pracą w skautingu, współpracuję też z Drużyną Wiary Lecha. Mam dużo obowiązków, ale cieszę się, że wszystko jest związane z piłką.
Dużo radości sprawia panu praca w akademii?
- Odmładzam się (śmiech). Z trampkarzami i juniorami młodszymi czuję się bardzo młodo. Fajnie, że mogę im przekazać swoją wiedzę. Dostałem ją od trenerów, a teraz sam nim jestem. Nigdy nie pracowałem z młodzieżą i gdy dołączałem do akademii, to nie wiedziałem czego się spodziewać. Wszystko jednak funkcjonuje bardzo dobrze. Trenerzy mają olbrzymią wiedzę. Grali w piłkę, a przez kontuzje postawili na pracę szkoleniową. Szybko złapaliśmy wspólny język. Trochę im jednak załamałem średnią, bo mam już "piątkę" z przodu. Jestem od nich dużo starszy, ale dobrze mnie przyjęli. Mam szacunek do nich, a oni do mnie.
Na czym polega pana praca z zespołami?
- To zależy od potrzeb trenerów. Przykładowo, jeśli napastnicy mają w meczu problem z grą tyłem do bramki, to staramy się ten elementem poprawić. Trener wyłapuje mankamenty w grze zawodników, a ja z nimi nad tym pracuję. Wiadomo, że efekty nie przyjdą z dnia na dzień. Potrzeba czasu, ale to młodzi adepci piłki i mają ten czas. Najważniejsze, że są skupieni na swojej pracy.
Reagujecie na treningach na bieżąco.
- Tak. Mamy do tego kilka grup selekcyjnych, w których pracujemy z zawodnikami ze wszystkich drużyn. Poza mną takie grupy prowadzi Tomek Rząsa, Marcin Wróbel i Rafał Ulatowski. To zawodnicy, którzy przede wszystkim grają mniej. Mamy coś w rodzaju treningu uzupełniającego.
Chłopacy w akademii wiedzą, kim jest Jarek Araszkiewicz?
- Jestem w akademii od sierpnia. Zostałem przedstawiony, ale nie mówiłem wiele o sobie. Chłopacy szybko mnie prześwietlili. Weszli do Internetu, wpisali moje nazwisko i wiedzieli już wszystko. Nawet więcej, niż ja, bo pamięć jest ulotna (śmiech). Sami do mnie przychodzą, rozmawiamy. Gdy coś im nie wychodzi, to proszą o radę. To bardzo miłe. Mam jedną zasadę dotyczącą współpracy z nimi. Gdy przyszedłem na pierwszy trening to powiedziałem im, że chcę każdego na treningu widzieć z uśmiechem na twarzy. Wiedzą, że gdy się ze mną witają, to muszą być uśmiechnięci.
W tygodniu pracuje pan z akademią, a w weekendy obserwuje wypożyczonych zawodników.
- Jesienią skupiłem się na Pawle Tomczyku i Jakubie Serafinie. W Norwegii nie byłem, ale oglądałem mecze Kuby przez Internet. Mam z nim kontakt i staram się często rozmawiać. Podobnie jak z Pawłem. To fajni chłopacy, których dużym atutem jest skromność.
Obserwacja zawodników to jednak nie tylko wizyta na meczu, ale przede wszystkim rozmowa.
- Relacje z nimi są dla mnie najważniejsze. Chce im spojrzeć w oczy i powiedzieć swoje zdanie. Staram się to robić na bieżąco. W przypadku Pawła widzimy się często przy okazji meczów. Wtedy mówimy o dobrych rzeczach, a w trakcie tygodnia już na spokojnie zwracamy uwagę na rzeczy, które ma do poprawy.
Paweł może w Podbeskidziu liczyć na regularną grę.
- To jest bardzo ważne. Władze Podbeskidzia wiedziały już na przykładzie Roberta Gumnego, że młodzież Lecha może im pomóc. Robert się w Bielsku-Białej sprawdził i chcą kontynuować współpracę z Lechem. Teraz mają Pawła, który strzela bramki, gra w reprezentacji młodzieżowej.
Jakie są jego największe atuty?
- Szybkość i zadziorność. Jego zaletą jest też podejście do pracy. Wie, że ma zaległości techniczne. Musi nad tym pracować indywidualnie. Ostatnio gdy rozmawialiśmy to mówił, że mogę zapytać trenera czy pracuje. Nie muszę tego robić, bo mam do niego zaufanie. On sam wie, że musi to robić, żeby wyeliminować proste błędy techniczne. Tylko wtedy będzie miał szansę na grę w ekstraklasie.
Pana zdaniem to napastnik dla Lecha?
- Nie zawsze trzeba szukać zagranicznych piłkarzy. Pokazał to przykład Legii, która postawiła na Jarosława Niezgodę, a ten strzelił już kilka bramek. Przed Pawłem wiele pracy, także jeśli chodzi o taktykę. Lech gra często w ataku pozycyjnym, a wtedy napastnik musi się zachować inaczej, niż w przypadku kontrataku. Gdyby wrócił, to na pewno będzie potrzebował czasu, żeby przygotować się do gry.
W przypadku Roberta Gumnego tego czasu nie było wiele. Ma pan dzisiaj satysfakcję, że "Guma" gra dużo meczów?
- To duża satysfakcja i radość. Widać, że przez pół roku gry w Podbeskidziu dorósł do gry w ekstraklasie. Niektórzy mu zarzucają, że nie jest nabity i masywny, że nie musi gra wślizgami. To bardzo inteligentny piłkarz, który nie tego robić. Ma duże umiejętności przewidywania, wie gdzie zawodnik może zagrać.
Gdy w kwietniu mówił pan, że Robert wróci do Lecha i będzie grał, to trudno było w to uwierzyć.
- Chociaż raz coś mi się sprawdziło (śmiech).
Młodzież Lecha pokazuje jednak, że po powrocie z wypożyczenia do pierwszej ligi sportowo jest gotowa na grę w ekstraklasie.
- Tak, ale musimy pamiętać o jednej bardzo ważnej rzeczy. Przed odejściem do Podbeskidzia, Robert miał już minuty w Lechu. Przyzwyczaił się do publiczności, atmosfery i treningów w ekstraklasie. On to przeżył. Gdy jednak szedł na wypożyczenie to mówiłem mu, że nie mógł iść jako gwiazda z Lecha. On miał pokazać chłopakom, którzy grali w Bielsku-Białej jak trzeba pracować, by trafić do ekstraklasy. Jeśli trener chce, żeby zawodnicy wykonali pięć powtórzeń, to on musi zrobić dwa więcej. On nie przyszedł do Podbeskidzia „bujać się”, tylko być wiodącą postacią na treningu. Miał dać przykład.
To samo powiedział pan Pawłowi?
- Dokładnie. Oni nie zostają wysłani na wypożyczenie za karę. To dla nich szansa na ogranie i zdobycie doświadczenia. Podbeskidzie to dobry zespół, który będzie walczył o ekstraklasę. Poszedł do klubu, który potrzebuje bramkostrzelnego napastnika. Dzisiaj Paweł się tam sprawdza, bo strzela gole. Jego atutem jest to, że piłka go szuka, zawsze spada mu pod nogi.
To dla pana zaskoczenie, że Paweł został powołany do reprezentacji?
- Co więcej, strzela tam bramki. W ekstraklasie nie ma młodych napastników, którzy gwarantują gole. Trener wyciągnął rękę w jego kierunku, a on odwdzięcza się i strzela. Fajnie, że tak się stało. Paweł trafił do kadry, bo na to zasłużył. Dzisiaj jest skuteczny, a z tego rozlicza się napastników. Nie chodzi o oddanie strzału czy liczbę przebiegniętych kilometrów. Ma strzelać. Jestem ciekaw, jak rozwinie się jego przygoda. To pozytywny człowiek, który może osiągnąć sukces. Wszystko zależy od jego ciężkiej pracy i trenera, który go poprowadzi.
Obserwuje pan przy okazji meczów Pawła czy wcześniej Kamila Jóźwiak i Roberta Gumnego wiele meczów pierwszej ligi. To okazja do zdobycia wiedzy na jej temat.
- Wiem coraz więcej. Na początku znałem zespoły i kilku piłkarzy. Teraz jest już dużo lepiej. Wdrażam się. Można znaleźć tam naprawdę fajnych zawodników. Dzisiaj pierwsza liga to przede wszystkim wiele zaskoczeń. Ta liga jest nieprzewidywalna. Jeszcze bardziej, niż ekstraklasa. Oglądam wiele meczów pierwszej ligi, nie tylko tych z udziałem naszych chłopaków. W poprzednim sezonie widziałem kilku chłopaków, którzy wyróżniali się w swoich klubach, a dziś grają w ekstraklasie. Nie chcę mówić o nazwiskach, ale to pokazuje, że warto tę ligę śledzić.
Górnik jest dla pana zaskoczeniem? Szczególnie w kontekście tego, jak grał kilka miesięcy temu w pierwszej lidze?
- Mówi się, że beniaminkowie grają do szóstej-siódmej kolejki. Tak było w przypadku Sandecji i w poprzednim sezonie, gdy beniaminkiem była Arka. Górnik podtrzymał serię zwycięstw, nie przegrywa i jest dzisiaj liderem. To, że awansował było już dużym zaskoczeniem, bo było wielu innych kandydatów do awansu, którzy potknęli się na koniec sezonu. Dziś wszyscy wiemy jak gra Górnik. Tam nie ma wielkich nazwisk. To młode pokolenie, które pokazuje, że ciężką pracą można pokazać się w ekstraklasie.
Da się znaleźć w pierwszej lidze zawodników do Lecha?
- Pamiętamy, że Robert Lewandowski czy Sławek Peszko trafili do Lecha z pierwszej ligi. Dlatego też ją obserwujemy. Gra tam wielu młodych i utalentowanych chłopaków. Musimy pamiętać o jednej rzeczy: Lech to najwyższa półka w Polsce. Obserwujemy pierwszą ligę, prześwietlamy tych zawodników. Różnica między pierwszą ligą a ekstraklasą jest bardzo duża. Szczególnie jeśli mówimy o transferze do Lecha.
rozmawiał Mateusz Szymandera
Zapisz się do newslettera