Cztery punkty w dwóch pierwszych spotkaniach nowego sezonu trzeciej ligi grupy B zdobyli piłkarze rezerw Lecha Poznań. Oba ich starcia potoczyły się w zupełnie różny sposób. Po pewnej wygranej na początek z Bałtykiem Koszalin przyszedł czas na bardzo emocjonujący pojedynek z Mieszkiem Gniezno, w którym piłkarze trenera Dariusza Żurawia zapewnili sobie punkt w jego ostatniej minucie.
Na inaugurację ligi lechici pojechali do Koszlina, by zmierzyć się z beniaminkiem swojej stawki, Bałtykiem. Kwestia ich wygranej była przesądzona już po dwudziestu sześciu minutach za sprawą goli Huberta Sobola oraz Marcina Wasielewskiego. - W drugiej połowie kontrolowaliśmy już ten mecz dzięki szybko zdobytym bramkom. Nerwowe były jedynie nasze pierwsze minuty, ale im dalej się to spotkanie toczyło, tym lepiej wyglądało to w naszym wykonaniu - opisuje drugi trener niebiesko-białych, Karol Bartkowiak.
W ubiegłą środę jego drużyna walczyła we Wronkach o punkty z Mieszkiem Gniezno, w którego szeregach nie brakowało graczy z ekstraklasową przeszłością. Gospodarze przegrywali po pierwszej części gry 1:3, a na dodatek przez większość drugiej połowy musieli radzić sobie w dziesięciu po czerwonej kartce Dariusza Dudki. Niespodziewanie, to właśnie w tym fragmencie spotkania zaprezentowali się ze świetnej strony. - Potrafiliśmy w tym czasie nadawać ton wydarzeniom na boisku i zdominować rywala posiadając piłkę. Nie było tak, że szukaliśmy swoich szans z kontrataków. Stworzyliśmy sobie sporo okazji i chłopakom należy się chwała za podniesienie się w tak trudnych okolicznościach - nie ukrywa szkoleniowiec.
Sztab szkoleniowy szybko zdołał zdiagnozować problemy, jakie towarzyszyły jego zespołowi w trakcie nieszczęśliwej pierwszej połowy ostatniego meczu. Zdaniem trenera Bartkowiaka, przyczyna takiego stanu rzeczy nie jest trudna do wytłumaczenia. - Błędy popełnione przez nas były bardzo proste. Pierwsza z nich stracona po otwarciu gry, druga z rzutu karnego, natomiast ostatnia z rzutu wolnego. W tych momentach gra nie przebiegała pod nasze dyktando, Mieszko było przygotowane na nasz pomysł na to spotkanie. Musimy więcej od siebie wymagać pod względem analizowania sytuacji na murawie. Ważne jest to, żeby jak najefektywniej reagować - podkreśla opiekun.
W najbliższy weekend jego zawodnicy udadzą się do Starogardu Gdańskiego, gdzie ich przeciwnikiem będzie mający spore ambicje Klub Piłkarski. To obok wspominanego Mieszka kolejny z pretendentów grupy B, który myśli o awansie do drugiej ligi. - Liga jest na pewno ciekawa, tych zespołów walczących o pierwsze miejsce jest sporo, ale i z nami się każdy musi liczyć. My chcemy nadawać ton w naszych spotkaniach, zwyciężać w każdym kolejnym meczu, prezentując widowiskową piłkę. Mamy obok drugiej drużyny Pogoni Szczecin najmłodszy zespół w całej grupie, który w jakimś stopniu zaczyna łapać doświadczenie w seniorskiej piłce. Różni się ona od juniorskiego futbolu znacząco, ale w tym kontekście czas zdecydowanie działa na naszą korzyść - nie ukrywa szkoleniowiec.
Do ekipy rezerw trafiło tego lata kilku zawodników, którzy jeszcze w czerwcu tego roku mogli cieszyć się z mistrzostwa Polski juniorów starszych. Mowa między innymi o obrońcy Michale Zimmerze, pomocnikach Bartoszu Bartkowiaku, Filipie Marchwińskim, Pawle Tupaju czy leczących obecnie kontuzje Jakubie Draszczyku oraz Marcinie Maćkowiaku. Jak twierdzi trener Bartkowiak, każdy z nich odnalazł się w tych okolicznościach. - Część z nich miało okazję funkcjonować przy tej drużynie w końcówce ubiegłego sezonu. Oprócz tego juniorzy starsi często trenują w tych samych godzinach, co rezerwy, członkowie obu zespołów znają się więc z codziennej pracy, wszystko to się płynnie przeplata. Dlatego temu przejściu do rezerw nie towarzyszy aż taki przeskok, jak przy okazji następnego kroku, czyli awansie do pierwszej drużyny Lecha - opowiada opiekun.
Zapisz się do newslettera