Lech Poznań zremisował z liderem
- Jeśli chodzi o waszego składaka, to powiem tak: części są niezłe - ocenił postawę Lecha Poznań w meczu ze swoim GKS Bełchatów trener liderów Orest Lenczyk
Lenczyk to nestor polskich trenerów - zdobywał mistrzostwo kraju już ponad ćwierć wieku temu. Choć piłka lat 70. bardzo różni się od obecnej, Lenczyk znów zasiada na ławce trenerskiej lidera, GKS Bełchatów. Ten zaś pokazał w Poznaniu, że nie jest liderem przypadkowym. Gra w piłkę bardzo dobrze, a kilku jego piłkarzy z Radosławem Matusiakiem nie jest piłkarzami przereklamowanymi.
Na tle tego interesującego rywala Lech zagrał całkiem dobry mecz. Lenczyk powiedział nawet wprost: - Mnie tam ten mecz się podobał - po czym dodał: - Przepraszam was, poznaniaków za tego "składaka" [Lenczyk nazwał tak Lecha tydzień temu po spotkaniu w Grodzisku - red.]. Mówiłem tak o Lechu przed meczem, bo usłyszałem od kogoś to określenie. Mam nadzieję, że nikt się nie obraził.
Poproszony o ocenę tego "składaka", rzekł: - Powiem tak, części są niezłe. Trener Smuda będzie potrzebował trochę czasu, aby się tym składakiem jechało i rozjeżdżało każdą drużynę.
Na razie Lech nie był w stanie rozjechać Bełchatowa. Owszem, pierwszy strzelił gola, kiedy to w 33. min Piotr Reiss dostał dobre podanie od Rafała Murawskiego. Strzelił raz - najwyżej przeciętny przyznajmy bramkarz GKS Łukasz Sapela odbił piłkę nogą. Strzelił zatem Reiss drugi raz - tym razem już padł gol, choć piłkę przed linią odbił jeszcze obrońca Bełchatowa Dariusz Pietrasiak.
Ucieszyło to fanów Lecha, bo gol padł w okresie, kiedy lechici wychodzili z ciężkich opresji. Owszem, "Kolejorz" poszedł w ślady Dyskobolii i tak jak ona tydzień temu ruszył na bełchatowian od pierwszej minuty. Co tam minuty, od pierwszych sekund. W 18. sekundzie Marcin Kikut miał bowiem okazję bramkową. Potem jednak przez dobre 25 min zespół Lenczyka dyktował warunki na boisku.
Kikut był jednym z trzech graczy "Kolejorza", których kibice na Bułgarskiej mogli po raz pierwszy zobaczyć w barwach swej drużyny w meczu ligowym. Kiepsko zagrał z Pucharze Intertoto z Tyraspolem i przepadł w rezerwach. Wczoraj dostał szansę dlatego, że Zbigniew Zakrzewski pauzował za kartki, a Marcin Zając leczy kontuzję. I Kikut zaprezentował się tak, że trudno go jednoznacznie ocenić. Z jednej strony miał kilka genialnych zagrań, na czele ze strzałem z ponad 30 m, który Sapela sparował na słupek. Potrafił się też zachować wyjątkowo niefrasobliwie, gdy w drugiej części stał 7 m przed bramką i zdecydował się na karkołomne uderzenie głową - co było wyborem najgorszym z możliwych. Z pewnością jednak Kikut to nie jest zawodnik, którego można lekką ręką zsyłać do rezerw.
Ale nie tylko on zaprezentował się wczoraj na Bułgarskiej po raz pierwszy. Byli też Marcin Drzymont i Henry Quinteros, którzy w Lechu grywali tylko na wyjazdach. Peruwiańczyk miał kilka świetnych zagrań, czym potwierdził to, co wcześniej widział w nim tylko trener Franciszek Smuda - to zawodnik, który wkrótce może być rozgrywającym wysokiej klasy. Potrzeba mu jednak więcej takich szybkich, emocjonujących spotkań jak z Bełchatowem. Wreszcie Drzymont. Blondwłosy stoper był wczoraj w cieniu Bartosza Bosackiego, który wziął na siebie ciężar pilnowania kadrowicza Radosława Matusiaka.
Może i Lech byłby w stanie wygrać z liderem, ale ten błyskawicznie wyrównał straty - zaledwie 3 min po golu Reissa do siatki Lecha trafił Pietrasiak. Ten sam, który przed tygodniem w Grodzisku zafundował drużynie samobója już w 1. min. Na Bułgarskiej wykorzystał dobre dośrodkowanie Łukasza Garguły i precyzyjnym uderzeniem głową pokonał Krzysztofa Kotorowskiego.
Druga część toczyła się już pod dyktando Lecha. Tempo meczu nie spadało, emocje rosły. Okrzyki kibiców Lecha "Jesteśmy lepsi", które w pierwszej części budziły uśmiech politowania w sektorze Bełchatowa, były jak najbardziej na miejscu. Oprócz idealnej okazji Kikuta, Sapelę kilka razy postraszył strzałami z dystansu, bodaj najlepszy w Lechu, Rafał Murawski. Gole jednak nie padły.
GKS w ciągu dwóch kolejek stracił w Wielkopolsce cztery punkty, ale utrzymał pierwsze miejsce. Pozostawił też po sobie dobre wrażenie. Dlatego remis Lecha z liderem trzeba ocenić pozytywnie. Po zmianach w kadrze dokonanych w ostatnich dniach okresu transferowego i korektach w ustawieniu (zmiana na system 1-4-2-3-1) Smuda poskładał drużynę tak, że zaczyna ona powoli być gotowa do odrabiania strat do czołówki.
Trenerzy o meczu
Franciszek Smuda
trener Lecha Poznań
Pierwsza połowa była rozpoznaniem, a druga - już na dobrym poziomie, z mnóstwem sytuacji. Takie, jakie mieli Kikut czy Pitry powinniśmy wykorzystywać. Cóż, spotkanie mogło się podobać, zwłąszcza w końcówce. Trudno, zgubiliśmy znów dwa punkty u siebie i w tej sytuacji musimy ich poszukać na wyjeździe
Orest Lenczyk
trener GKS Bełchatów
Ja uważam, że mecz był bardzo dobry. Mogę tylko żałować, że w drugiej połowie nie zagraliśmy tak jak w pierwszej. Niestety, graliśmy jednak z Lechem i to w Poznaniu. Braliśmy pod uwagę bramki strzelane przez Lecha i znów straciliśmy kolejną. Myślę, że i mnie, i trenerowi Smudzie zabrakło tylko jednego, byśmy wygrali ten mecz - szczęścia.