Lech Poznań w historii pięć razy strzelał Jagiellonii w meczu ligowym co najmniej pięć goli. Ostatnio zdarzyło się to w 2018 roku, kiedy piłkarze trenera Nenada Bjelicy rozbili ekipę z Podlasia 5:1.
Ostatnia wizyta białostoczan przy Bułgarskiej była dokładnie 19 marca 2022, czyli w dniu, w którym świętowaliśmy stulecie Kolejorza. Wówczas w obecności kompletu widzów kroczący po ósme w historii mistrzostwo Polski Lech prowadzony przez Macieja Skorżę pokonał rywali 3:0, a wszystkie gole padły po przerwie. Tym razem zapowiada się także kapitalna atmosfera, bo w piątek po południu uprawnionych do wejścia było ponad 37 tysięcy kibiców, więc można spodziewać się wypełnionych trybun.
Przy okazji wspomnień z jubileuszowego boju spojrzeliśmy historycznie na starcia z Jagiellonią, w których worek z bramkami po stronie poznańskiej się rozwiązał. Doliczyliśmy się pięciu, w których lechici strzelali białostockiej ekipie co najmniej pięć goli. Co ciekawe, dwa z nich były w jednym sezonie! Podlasie doczekało się swojej drużyny w najwyższej klasie rozgrywkowej w drugiej połowie lat 80. W 1990 nastąpił spadek i awans tylko na krótko, bo na rozgrywki 1992/1993. Wtedy lechici bronili mistrzowskiego tytułu i na starcie zanotowali 14 spotkań bez porażki. Zmietli wówczas z murawy m.in. przeciwników ze Wschodu, wygrywając 5:0. Dwa trafienia zaliczył Jerzy Podbrożny, a po jednym Dariusz Skrzypczak, Jarosław Araszkiewicz oraz Mirosław Trzeciak. W rewanżu na wyjeździe wiosną wynik padł taki sam. Tyle że wówczas zestaw strzelców był nieco inny: Trzeciak 2, Podbrożny, a także Jerzy Brzęczek i Ryszard Remień po 1.
Po powrocie do ESA Jaga jesienią 2007 sensacyjnie ograła Kolejorza 4:2. 2 maja 2008 był rewanż przy Bułgarskiej i wtedy gospodarze byli wręcz bezlitośni. Wygrali aż 6:1. Szansę od pierwszej minuty dostał wówczas młodziutki Peruwiańczyk Anderson Cueto. Nazywany był przez trenera Franciszka Smudę El Hijo, czyli synek. - Dla mnie był to najważniejszy mecz w karierze. Zdobyłem w nim po raz pierwszy dwie bramki w seniorskiej piłce - mówił Latynos, który trafił na 1:0, a potem na 3:1. W tym pierwszym przypadku odpowiedział Vuk Sotirović, ale potem czerwone kartki ujrzeli Marek Wasiluk oraz Jacek Markiewicz i gospodarzom było już bardzo łatwo. Bilans bramkowy polepszyli tego dnia jeszcze Marcin Zając, Henry Quinteros oraz dwukrotnie Przemysław Pitry.
- Nie lubię grać z przewagą liczebną, bo wtedy zespół gra najgorzej. Przychodzi u każdego piłkarza odprężenie. Klasowy zespół zamyka przeciwnika na ich połowie i gra w kotka i myszkę. My mamy z tym trudności. Najważniejsze było wygranie tego spotkania - przyznał z kolei szkoleniowiec Kolejorza. Lechici wówczas walczyli o podium, ale zajęli czwarte miejsce, co dało im ostatecznie awans do europejskich pucharów.
Powtórka wyniku 6:1 była niespełna sześć lat później, dokładnie 5 kwietnia 2014. Wówczas błysnął Łukasz Teodorczyk, który wbił swojego pierwszego hat-tricka w polskiej Ekstraklasie, a także Dawid Kownacki. Zaledwie 18-letni wówczas napastnik strzelił swojego pierwszego ligowego gola przy Bułgarskiej, a trzeba pamiętać, że kilka miesięcy wcześniej debiutował w ESA. Wtedy goście honorowe trafienie zaliczyli tuż przed końcem przy wyniku 0:6 z ich perspektywy - z rzutu karnego Krzysztofa Kotorowskiego pokonał Dani Quintana.
Inaczej to wyglądało 11 marca 2018, kiedy ostatni raz Jagiellonia została odesłana z bagażem pięciu bramek. Trudno było spodziewać się pogromu, kiedy Arvydas Novikovas w 18. minucie wyprowadził gości na prowadzenie. Ponad 28 tysięcy przy Bułgarskiej przecierało oczy ze zdumienia, ale maszyna trenera Nenada Bjelicy w końcu ruszyła z kopyta. Wyrównał Christian Gytkjaer, po zmianie stron prowadzenie dał Emir Dilaver, potem Darko Jevtić z rzutu karnego podwyższył na 3:1, a dzieła zniszczenia dopełnili Kamil Jóźwiak oraz Łukasz Trałka.
Zapisz się do newslettera