Wydawało, że za nim najlepszy rok w karierze. Bardzo dobra dyspozycja, powołanie do reprezentacji Polski w kontekście zbliżających się mistrzostw Świata. Poważna kontuzja spowodowała, że sytuacja Macieja Makuszewskiego uległa diametralnej zmianie.
Po pozostaniu przy Bułgarskiej piłkarz zamierzał potwierdzić swoją dobrą grę jeszcze większym wpływem na drużynę. Poprzedni sezon nie był jego najlepszym w karierze - zdarzały mu się lepsze. Trudno jednak spodziewać się od zawodnika, że już w pierwszym sezonie w nowych warunkach pokaże pełnię swoich możliwości. Wykupienie przez Lecha dało 28-letniemu piłkarzowi coś niezwykle ważnego - stabilizację. I na jej podstawie ten chciał zbudować formę, jakiej jeszcze nigdy nie miał.
Początek sezonu w jego wykonaniu był imponujący. Makuszewski nic nie robił sobie z coraz większej rywalizacji na skrzydłach. Grał dobrze, momentami bardzo dobrze. Nie schodził poniżej pewnego poziomu. W spotkaniu z Piastem Gliwice, w którym zdobył bramkę obwieścił całemu światu wesołą dla niego nowinę - zostanie ojcem. Tuż po umieszczeniu piłki w siatce chwycił ją i schował pod koszulkę. - Tak się złożyło, że cały tydzień obiecywałem żonie tę bramkę. Cieszę się, że udało się trafić - mówił Makuszewski, który po tym spotkaniu przez ponad godzinę udzielał wywiadów. Trudno jednak się dziwić.
Wszystko układało się jak z bajki. Co więcej, kilka tygodni później zaczęto spekulować, że być może znalazł się w kręgu zainteresowań Adama Nawałki. Te informacje znalazły potwierdzenie pod koniec sierpnia, gdy otrzymał powołanie na wrześniowe mecze eliminacyjne. Było widać, że jest w wstanie przenieść góry. To był jeden z jego najlepszych momentów w karierze.
- Będę miał przyjemność trenowania z Robertem Lewandowskim, Kubą Błaszczykowskim i wieloma innymi zawodnikami, którzy grają na europejskim poziomie. Będę chciał zgrupowanie wykorzystać, aby podpatrzeć jak oni trenują, jak zachowują się prywatnie, a także jakie mają podejście do treningów i jak zachowują się przed meczami. Nie ukrywam, że debiut mi się marzy. Chciałbym wejść chociaż na kilka minut, by pokazać swoje umiejętności - mówił wtedy.
Zadebiutował w kadrze w wysoko przegranym meczu z Danią. Pokazał się jednak z na tyle dobrej strony, że kilka dni później zagrał od początku. I już po kilku minutach asystował przy bramce Arkadiusza Milika. Polska grała z Kazachstanem, a on - "żółtodziób" w kadrze - miał udział w pierwszej tego dnia bramce. Na stadionie przyglądała się temu wszystkiemu jego żona Oliwia, a także niemal cała rodzina i wielu kibiców Lecha, którzy czekali na kolejnego lechitę w kadrze. Na trybunach ponad 50 tys. kibiców. Debiutant z ekstraklasy przebojem wdarł się do reprezentacji.
Teraz jednak czekało go najtrudniejsze. Po powrocie do klubu musiał sprostać wysokim oczekiwaniom. Potwierdził, że powołanie i dobra gra w meczach reprezentacyjnych nie była przypadkiem. To było ważne także w kontekście kadry i ewentualnego powołania na październikowe mecze. Makuszewski dał radę - pojechał nie tylko na to zgrupowania, a także kolejne. Znalazł się nie tylko w szerokiej kadrze Adama Nawałki. Stawał się coraz ważniejszą postacią tej drużyny. A to w kontekście zbliżających się mistrzostw Świata było jak spełnienie marzeń.
O takich historiach mówi się "american dream". To było fantastyczne pół roku. Poważna kontuzja zerwania więzadeł krzyżowych i pobocznych mocno sprowadziła Makuszewskiego na ziemię. Pomocnik Kolejorza straci kilka miesięcy gry. Stanął przed kolejnym testem wytrzymałości. Jeśli pokona kontuzję i wróci na boisko, będzie zdecydowanie silniejszym zawodnikiem, niż był jesienią. Zadanie ma niełatwe, ale jeśli jest się blisko spełnienia marzeń, to chęć powrotu w to miejsce jest na tyle silna, że za wszelką cenę chce się to zrobić.
Zapisz się do newslettera